The National – Warszawa, Torwar 25.11.2019r.
The National są chyba najczęściej słuchanym przeze mnie zespołem w tym roku. Smutek ich kompozycji jest tak piękny i utulający, a teksty tak pełne emocji, ironii i czarnego humoru – potrafią jednocześnie łamać serce i przynosić ukojenie. Pod tym względem wynagradzają mi absencję R. E. M., wśród grona moich ulubionych zespołów. Ostatnia płyta „I Am Easy To Find”, choć inna i niełatwa, wymagająca od słuchacza cierpliwości, bardzo mi podeszła. Dlatego też czekałem z niecierpliwością na warszawski koncert. Utwory z najnowszej płyty zdominowały też setlistę na Torwarze i rozpoczęły występ. The National to elegancki indie rock w średnim wieku, ale ciągle pełen energii i pasji. Matt Berninger może nie ma na żywo tak dobrego głosu jak na płytach, ale zdecydowanie nadrabia charyzmą w każdym ruchu i w każdym wyśpiewanym, a czasem też wykrzyczanym słowie. Z kolei zespół jest niczym doskonale naoliwiona maszyna, której nie sposób zatrzymać. Brzmienie było powalające i zapierające dech w piersiach. Przekrojowy set sprawił, że byl to absolutnie wyjątkowy wieczór. Pojawiły się hity z bezbłędnego albumu „High Violet” i to właśnie ostatnie płyty, te z ostatniej dekady miały największą reprezentację. Przepięknie zabrzmiały intymne utwory takie jak „I Need My Girl” i „About Today”. Zaskakująco show skradły poruszające „Slow Show” i „England”. Energetyczne kawałki podrywały do skakania i głośnego śpiewu, a wędrujący wśród pierwszych rzędów (a także trybun) Matt tylko podsycał atmosferę. Na bis obowiązkowo rozśpiewany, również przez fanów do mikrofonu „Mr. November”.
Niech najlepszym podsumowaniem koncertu i stylu zespołu będzie wyśpiewane wspólnie z publicznością, prawie że a capella „Vanderlyle Crybaby Geeks”- tak gorzkie, a jednocześnie piękne i wyzwalające. Jednoczące zespół z publicznością i wszystkich wokół.
Naprawdę mało rzeczy daje mi tyle radości co te smutne piosenki. Obłędny koncert.
[K.]