Pierwsza wizyta Nicka Cave and The Bad Seeds w Polsce, czyli czy jesteś tym, na którego czekaliśmy?

Nick Cave and the Bad Seeds, Sala Kongresowa – 22/23.05.1997r.

Nie my kazaliśmy postawić pod sceną tych ochroniarzy. Wczoraj było tu małe zamieszanie i dlatego dziś sprowadzili tych pieprzonych stróżów porządku. My nie mamy z tym nic wspólnego, ale mogę wam powiedzieć jedno: was jest więcej niż ochroniarzy!” – tymi słowami 23 maja 1997 roku Nick Cave rozpocząć miał swój drugi koncert w Polsce, odnosząc się tym samym do sytuacji z poprzedniego wieczoru, gdzie niesiona emocjami publika wedrzeć się miała beztrosko na scenę, zacierając niepisaną granicę oddzielającą fanów od artysty. Pierwszy z dwóch wieczorów w warszawskiej Sali Kongresowej był scenicznym debiutem The Bad Seeds na polskiej ziemi, wyczekanym, udanym i tworzącym żyzny grunt pod kolejne wizyty australijskiej bandy w naszym kraju.

3 marca 1997 roku, nieco ponad dwa miesiące przed tą chwilą, ukazał się dziesiąty krążek The Bad Seeds „The Boatman’s Call”. Album mroczny, lecz inaczej niż do tej pory. W odstawkę poszły więc mordercze ballady, mityczni złoczyńcy i obcy, wyimaginowani wykolejeńcy – wyrzutkiem był tym razem sam Cave i jego rozdarte serce. Artystyczny zwrot równie zaskakujący, co naturalny. Nick przecież zawsze zaglądał w głąb, lubił brodzić i nęcić to, co niewygodne, drażliwe, krępujące. Przekopując się przez tuziny historii autsajderów i odszczepieńców, dotarł do samego jądra ciemności i dokonał wiwisekcji na otwartym sercu. Złamanym i roztrzaskanym na tysiące kawałków. I być może nigdy wcześniej i nigdy później nie brzmiał już tak poważnie, dojrzale i wiarygodnie. Stworzył arcydzieło.

Nick Cave: „Kiedy nagrywałem połowę tej płyty, byłem wściekły, bo wydarzyły się pewne rzeczy w moim życiu uczuciowym, które naprawdę mnie wkurzyły. I niektóre z tych piosenek powstały bezpośrednio z tego. Nie żałuję, że je stworzyłem… te utwory są zapisem chwili, w której czułeś się w określony sposób. Kiedy… po prostu myślisz: „Kurwa – proszę cię!”.

nick cave and the bad seeds the boatmans call
Nick Cave & The Bad Seeds - "The Boatman's call"

Rok 1997 był dla Nicka Cave’a okresem artystycznej transformacji. Nowa płyta nie tylko ukazała jego bardziej refleksyjną i liryczną, poetycką stronę, ale też zmuszała go do porzucenia pewnej konwencji, zwyczajów, przyzwyczajeń. Cave stał się Cohenem, dotknął absolutu, którego wciąż poszukiwał.

W wieku 40 lat twórczo narodził się na nowo. Dla samego zespołu „The Boatman’s Call” była również rytuałem przejścia – The Bad Seeds nie zdradzili swych łobuzerskich ideałów, jednak także szybko musieli spoważnieć. Na koncertach, które promowały album, premierowe kompozycje stanowiły bowiem lwią część występu, a przepiękne, poruszające do trzewi ballady w rodzaju „Into My Arms”, „People Ain’t No Good” czy „(Are You) The One That I’ve Been Waiting For?” – nowe, współczesne klasyki – wymagały skupienia i zatracenia, zgoła innego niż „Krzesło łaski” i „Stagger Lee”. Istotą i geniuszem tej australijskiej kompanii jest jednak zdolność przystosowania się do najtrudniejszych warunków i wrodzony instynkt przetrwania. Wzajemna intuicja, która wyciągała ich z najbardziej pokręconych, scenicznych opresji, musiała pozostać nietknięta niczym monolit. Nawet jeśli teraz wymagała od muzyków osobistego obnażenia.

Nick Cave cieszył się już w Polsce wcześniej uznaniem, jednak to dopiero wydana rok wcześniej płyta „Murder Ballads” sprawiła, że z artysty w wielu kręgach szanowanego, stał się on wykonawcą kochanym
i podziwianym przez masy. Przywołajmy tylko w pamięci liczne interpretacje, aktorskie przekłady i teatralne wcielenia tych mrocznych przyśpiewek, które obecne są w kulturze do dziś. Cave’a zaczęli w Polsce śpiewać wszyscy, tak jak niegdyś Dylana, Cohena, Waitsa. Nie mogło być więc mowy o lepszym momencie na koncertowy debiut australijskiej ekipy na polskiej ziemi. Od razu dwa wieczory były nie lada gratką dla fanów Cave’a, a kameralne przestrzenie warszawskiej Sali Kongresowej, które wtedy przeżywała swój repertuarowy renesans (w maju podobny dublet zaliczył w tym samym miejscu solowo Bruce Springsteen), zdawały się być idealne dla stworzenia atmosfery godnej uprzednim i najnowszemu dziełu The Bad Seeds.

nick cave and the bad seeds warszawa sala kongresowa 1997
Bilet na koncert Nicka Cave'a i The Bad Seeds w Sali Kongresowej

I tak w istocie było – pierwszy z dwóch wieczorów w czwartek 22 maja szybko przemienił się we wzajemną celebrację twórczości Cave’a, aktywnie skonsumowanej i przez zespół i przez fanów. Nick, poruszony entuzjastycznym przyjęciem zespołu, zaprosił fanów na scenę, co spotkało się z dezaprobatą organizatorów i władz obiektu. Artysta nic sobie z tego nie robiąc tańczył z publicznością i zachęcał do wspólnego świętowania muzyki, co uczyniło ten koncert wyjątkowym przeżyciem dla wszystkich obecnych. Za impresją Tomka Beksińskiego, jaką pozostawił w ósmym numerze „Tylko Rocka” z 1997:

Widzowie wkroczyli na scenę, a grupa The Bad Seeds grała dalej – ku zgrozie organizatorów i władz Sali Kongresowej. Cave tańczył z dziewczynami, biegał wśród publiczności i wręcz zachęcał gości do czynnego udziału w imprezie. Coś niebywałego!

nick cave and the bad seeds warszawa sala kongresowa 1997
Nick Cave podczas koncertu w warszwskiej Sali Kongresowej. Foto - Facebook / Jacek Katos

Drugi z koncertów, z 23 maja, rozpoczął się więc w bardziej napiętej atmosferze, z obecnością licznej ochrony pod sceną. „Maestro zstąpił z estrady w tłum, który natychmiast radośnie ruszył do przodu. Masywni faceci stali pod sceną niczym posągi, bojąc się poruszyć. A Nick śpiewał i tańczył z fanami” – pisał dalej legendarny dziennikarz. I przez większość koncertu było spokojnie – „Artysta kręcił się nerwowo po obrzeżu estrady, jak gdyby namawiając nas do powstania z miejsc – ale nikt się nie poruszył”. Koncert zresztą nie zagrzewał specjalnie do rockowej ekspresji, setlistę wypełnił repertuar z najnowszej płyty, przeplatany momentami balladami z niedalekiej przeszłości, takimi jak: „Stranger Than Kindness” czy „Nobody’s Baby Now”. W końcu na koniec najmocniejsze strzały – „The Weeping Song”, „Do You Love Me”, „The Mercy Seat” – któż by wysiedział taką paradę muzycznych emocji.

Na „Weeping Song” ktoś wbiegł na scenę i odtańczył cały utwór, a gdy jeden z ochroniarzy sprowadzał go stamtąd potem, Nick czuwał, żeby odbyło się to kulturalnie. Następnie wziął w ramiona jakąś dziewczynę i przetańczył z nią „The Ship Song”, jednocześnie śpiewając. Bliskość jakże inna, jakże poruszająca. Ku ogólnej radości sali podczas hitowego „Where the Wild Roses Grow” nieobecną oczywiście w Warszawie syrenę popu Kylie Minogue zastąpił sam, patrzący czule w stronę Cave’a Blixa Bargeld, udowadniając, że w podniosłej atmosferze wieczoru znalazła się przestrzeń na poczucie humoru. Na pożegnanie pijacka bujanka i wybuchowy niczym dynamit „Stagger Lee”.

nick cave and the bad seeds warszawa sala kongresowa 1997
Nick Cave - Warszawa, Sala Kongresowa. źr. Facebook

The Bad Seeds skutecznie zasiali w polskich fanach ziarno zachwytu i muzycznego absolutu, które kiełkować miało jeszcze przez wiele kolejnych lat. I jak mało który zespół tej rangi, choć już nie w tym samym składzie co wtedy, ale prawie 30 lat od tej chwili, wciąż wracają do nas i grają, jakby świat mógł nie istnieć. Niczym absolutni debiutanci za każdym razem niosą na ustach tę samą pieśń, próbując na nowo przeprowadzić nas przez wezbrane wody swojej twórczości. Ówczesne wołanie kapitana tego muzycznego steru nie poszło na marne i dziś wybrzmiewa z równie obezwładniającą mocą.

 

Autor: Kuba Banaszewski

Nick Cave & the Bad Seeds Setlist Sala Kongresowa, Warsaw, Poland 1997, The Boatman's Call
Nick Cave & the Bad Seeds Setlist Sala Kongresowa, Warsaw, Poland 1997, The Boatman's Call

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!