Jack White w Polsce! Wywiad z członkami polskiego fanclubu Jacka White’a.

jack white fanclub polska

Październik w Polsce upływać będzie pod znakiem Jacka White’a, który wystąpi w Polsce aż cztery razy! Amerykanin wystąpi kolejno w Gdyni (6.10), Poznaniu (7.10), Warszawie (9.10) i Krakowie (10.10). Z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z dwójką, być może, największych fanów Jacka White’a w naszym kraju i spytać o to jak wyglądały poprzednie wizyty muzyka w Polsce, czego możemy spodziewać się podczas październikowych występów i jak ludzie radzą sobie na koncertach bez telefonów.

Koncerty w Polsce: Rok 2005, początki Openera i pierwsza wizyta Jacka White, jeszcze jako The White Stripes, w Polsce. Był to dosyć wyjątkowy koncert. Dlaczego?

Patrycja Kycia: Pewnie dlatego, że nas tam nie było. [śmiech] W dniu koncertu Jack obchodził 30. urodziny i Alter Art po koncercie zorganizował mu imprezę urodzinową. Są różne plotki na temat tego jak to wyglądało, jedna z nich mówi, że do Gdyni przyjechała z nim jego mama i była na backstage’u. I chyba ktoś nam to kiedyś potwierdził.

Koncerty w Polsce: Ja słyszałem coś o babci.

Łukasz Majda: Jego mama jest wiekowa. Jack ma dość duże rodzeństwo i jest jednym z końcowych dzieci, dlatego istnieje bardzo duża przepaść wiekowa pomiędzy jego mamą a nim. Jego mama miała 45 lat jak go urodziła. Obecnie ma 88 lat, więc mogło tak być, że ludzie myśleli, że to jego babcia. Babci raczej nie mogło tam być.

PK: Słyszałam taką plotkę, że na koncert miała przyjechać rodzina z Polski, ale chyba tej rodziny nie ma. Ponoć jego mama była podczas jakiejś wycieczki po Polsce, a Jack pojechał dalej w trasę. Na pewno ważne było też to, że publiczność zaśpiewała mu podczas koncertu „Sto lat”. Było to na pewno dla niego bardzo wzruszające, pierwszy raz usłyszeć od fanów „Sto lat”, które śpiewane też było u niego w domu. Wtedy też pierwszy raz powiedział o swoich polskich korzeniach.

KwP: Jack powrócił na Openera w 2014 roku. Kilka miesięcy później zagrał w Krakowie kolejne dwa koncerty, chociaż na początku w planach był tylko jeden występ. Jak to się stało, że publiczność mogła go zobaczyć aż dwa razy w ciągu jednego dnia?

PK: Idea była taka, że przyjechał do Krakowa, żeby zwiedzić Polskę. Krakowski koncert, ponoć, był na jego prośbę, ale nie jest to potwierdzone.

ŁM: Teoretycznie ogarnęli mu salę koncertową, która normalnie nie jest salą koncertową. Była to restauracja, z przerobioną sceną. Z jakiś powodów wybrali właśnie Starą Zajezdnie, która była mało pojemna. Było takie ruszenie, że bilety poszły w 3 minuty.

PK: Koncert pierwotnie miał się odbyć o 22, ze względu na te wycieczki, plany i chęci zwiedzenia Krakowa i jego rodziny. Okazało się jednak, że zainteresowanie koncertem było tak duże, że stwierdzili, że są w stanie jakoś ogarnąć drugi i dodali koncert o 17.

ŁM: Jack podczas zwiedzania został zatrzymany przez fanów na krakowskim rynku, którzy ustawili się do niego w kolejce, żeby zrobić sobie z nim zdjęcia. I tyle miał z wycieczki po Krakowie i zwiedzania. Mieli też ponoć jakieś problemy na trasie i bardzo późno dotarli do Polski, dopiero o godzinie 12, dlatego też ich plany zwiedzania dosyć mocno się pokrzyżowały. To samo wydarzyło się podczas jego występu na Openerze. Też miał opóźnienia, jego ścisły plan zakładał więcej wywiadów, ostatecznie skończyło się na dwóch.

PK: Przy okazji tego Krakowa i chęci zwiedzania Polski zrodziła się idea, o której powiedział w wywiadzie dla Dzień Dobry TVN, że marzy mu się mała trasa po Polsce. I pamiętam, że jakiś rok później, zapytałam go o to na Vaultowym czacie. Jack potwierdził i powiedział, że jest bardzo podekscytowany tą ideą.

KwP: I przyjeżdża na cztery koncerty. Byliście zaskoczeni czy przewidywaliście, że będzie aż tak dużo tych koncertów?

ŁM: Ja się nie spodziewałem, że w ogóle jakieś będą.

PK: Ja wiedziałam, że będą. [śmiech] Myśleliśmy, że może wystąpić tylko na Openerze i przyjechać prywatnie do Krakowa. Nie wierzyliśmy obietnicom Jacka o mini trasie.

ŁM: Ostatecznie Jack będzie cały tydzień w Polsce. Dzień przed Gdańskiem nie ma koncertu, potem dwa występy, dzień przerwy, znowu dwa koncerty i kolejnego dnia ma jeszcze wolne. 7 dni w Polsce może spędzić, więc może się nacieszyć zwiedzaniem. Może specjalnie tak to było przemyślane. Ciekawy jestem jak on sam, jako artysta, do tego podchodzi. Jak to było podane organizatorom. Czy jako wymóg, że to mają być cztery koncerty i z której strony to ostatecznie wynikło.

KwP: Było to też ryzyko ze strony organizatorów. Jednak mogło być ciężko wyprzedać aż cztery koncerty.

ŁM: Alter Art i jego szef, Mikołaj Ziółkowski, z tego co nam wiadomo, zawsze deklarował się jako wielki fan Jacka White’a. Zawsze dużo o nim mówił, zawsze wymieniał jego jako jednego ze swoich ulubionych artystów i za każdym razem Alter Art był ważny w przypadku organizowania jego występów i zawsze mieli dużo do gadania w tej kwestii. Jedynym zaskoczeniem było to, że Jack nie przyjechał do Polski podczas promowania Bluderbussa. Za każdym razem Mikołaj Ziółkowski bardzo cieszył się z wizyt Jacka. Czuć było taką ekscytację, że sprowadza Jacka White’a do Polski. Wydaje mi się, że jego entuzjazm i entuzjazm samego Jacka do grania w Polsce mocno się zazębiły i dzięki temu coś takiego teraz się dzieje. Może mają jakieś ukryte statystki, że sto tysięcy ludzi przyjechało na Openera dla Jacka, ale my tak naprawdę nie wiemy jak oni to oszacowali, że powinien mieć tyle koncertów w tak dużych miejscach.

PK: Ucieszyliśmy się jak dowiedzieliśmy się, że będą cztery koncerty, ale fajnie by było jakby były w mniejszych miejscach. Że koncerty będą bardziej kameralne. Liczyliśmy na miejsca typu Stara Zajezdnia, B90, Nowy Teatr. Myśleliśmy, że będzie hala w Poznaniu i tylko ta hala się sprawdziła.

ŁM: Ostatecznie gra w dużych halach. Możliwe też, że kwestią, która wpłynęła na to jest produkcja. Po raz pierwszy w trasę jadą telebimy. Zawsze wydawało się, że Jack White od tego stroni, zawsze ta scena była minimalistyczna. Dalej ta scenografia nie jest przesadzona, ale fajne też jest to, że on jako artysta, który zawsze na poczekaniu wymyśla swoją setlistę, ogarnął to tak, że te wszystkie wizualizację współgrają ze sobą i to nadąża za jego myśleniem. Zawsze ktoś z obsługi technicznej klika ten odpowiedni przycisk, zgaduje po jednej nutce.

KwP: Jack nie tworzy setlisty przed koncertami, więc jak wygląda proces wybierania utworów już podczas koncertu.
ŁM:
Mówi się, że zawsze ma przećwiczone tak z 50-60 piosenek, sądząc po wywiadach. Nie wiem czy to jest dużo czy to jest mało. Radiohead jadąc w trasę powiedzieli, że mają przećwiczone wszystkie piosenki.

PK: W wywiadzie dla Rolling Stone powiedział, że zawsze czuje energie publiczności i widzi jaka jest publiczność. Jeżeli jest bardzo energetyczna, na przykład tak było na koncertach w Londynie, podczas których tłum był bardzo agresywny, dlatego Jack również stawał się agresywny. Rzucał, kopał w gitary, krzyczał i był bardzo energiczny. Z drugiej strony podczas trasy Lazaretto zdarzyło mu się że zszedł ze sceny po 40 minutach, bo stwierdził, że publiczność nie jest w ogóle zainteresowana tym koncertem.

ŁM: Często czuć, że chce zareagować na to jaka jest publika danego wieczora. Zawsze usiłuje podejść publiczność, zaskoczyć ją, wyżej podbić, bardziej dowalić albo uspokoić kiedy trzeba. Jest to zawsze bardzo miłe jak się widzi Jacka White’a na żywo. Zawsze można oczekiwać, że artysta, który jest na scenie jest dla tych ludzi, a nie dla siebie czy dla pieniędzy i odwalenie takiego samego seta na całej trasie i ogrywania cały czas tego samego. Dowodem na to były koncerty w Starej Zajezdni, gdzie część ludzi na pewno było na obu koncertach. Ludzie doświadczyli tego, że oba sety był całkowicie inne. Na pierwszym było bardziej spokojnie, więcej było miejsca na melancholie, a gdy wchodził na drugi koncert był już dużo bardziej spocony, w krótkiej podkoszulce i od razu nawal hit za hitem. Dobór piosenek był całkowicie inny, sięgał po inny zestaw utworów. Jak zagra Black Math to wie, że cieszy to publiczność i od razu obie strony elektryzują się wzajemnie i atmosfera całkowicie się zmienia. Jeden koncert był bardzo spokojny, a drugi koncert to był ogień. Co chwilę coś się działo. Ludzie skakali, pogowali. Czuć było, że to ten sam artysta, ale widać było jego dwa zupełnie inne oblicza. Mamy cztery koncerty w Polsce i nie wiemy co dostaniemy na każdym z nich. Jak ktoś kupił bilet na więcej niż jeden koncert, może zobaczyć coś całkowicie innego za każdym razem.

KwP: Jack ma bardzo bogatą dyskografię. Nagrywał z The White Stripes, The Raconteurs czy The Dead Wheather, a od kilku lat wydaje płyty już pod swoim nazwiskiem. Jak to się przekłada na to co słyszymy na koncertach?
ŁM: Stosunek jego solowej twórczość do starszych nagrań co raz bardziej się wyrównuje. Jak ruszał z pierwszą solową trasą, podczas Blunderbussa, nie miał za dużo materiału solo. I chociaż zawsze w centrum jego koncertu są jego nowe kompozycje to nigdy nie zapomina o The White Stripes. Na początku tego starszego repertuaru było więcej, niż teraz i czuć, że on bardzo się stara, żeby te aktualne płyty solowe wiodły prym coraz bardziej i bardziej przełożyć ciężar na te piosenki, żeby stały się coraz bardziej ważne. To co było The White Stripes zawsze wywoływało większą reakcję, teraz jak zagra np. „Sixteen Saltines” to już jest traktowane jak klasyk i to się powoli utwardza, łatwo wchodzi do kanonu. Podczas aktualnej trasy taką piosenką jest „Over and Over and Over”, które łatwo weszło do repertuaru granego na żywo i łatwo koresponduje z jego starszymi piosenkami, łatwo wchodzi również ludziom. Wspaniały moment był w Paryżu. Zazwyczaj Jack otwiera koncerty „Over and Over and Over” i ludzie zaczęli nucić i wykrzykiwać ten riff przed rozpoczęciem koncertu. Widać też było zaskoczenie i zdziwienie tour managera Jacka, że ludzie tak reagują na ten nowy utwór. Zazwyczaj jednak, gdy artysta gra nowe piosenki to jest duża przepaść na żywo co do reakcji publiczności.

PK: W Londynie ludzie czekając na bis, nie śpiewali już „Seven Nation Army” tylko właśnie „Over and Over and Over”

ŁM: Czego można najwięcej oczekiwać? Na pewno The White Stripes, nie tylko dlatego, że jest to objętościowo istotny projekt w dyskografii Jacka, ale najbardziej to pasuje do tego co robi teraz na żywo. Jednak trudno jest oczekiwać, że będzie on grał The Raconteurs, w którym utwory śpiewane są pół na pół z Brendanem Bensonem. Zawsze można oczekiwać, że zagra „Steady as she goes”, która jest w pełni jego piosenką. Podczas trasy Lazaretto „Top yourself” było jednym ze stałych punktów setlisty, bardo lubianym i bardzo dobrze przemyślanym, zaaranżowanym do aktualnej trasy. Bardzo rzadko się zdarza teraz, żeby grał jakieś inne piosenki z repertuaru tego zespołu.

PK: Teraz takim punktem, który on bardzo lubi, jest „My Doorbell” grany na dwie perkusje. Na scenę wnoszona jest teraz druga elektroniczna perkusja na której gra Jack. Na pytanie dlaczego gra w tym utowrze na perkusji, odpowiadał, że nie potrafi tego zagrać na gitarze, zawsze jest przyzwyczajony do tego, że wystukuje ten rytm na pianinie i wchodzi w rytm piosenki. A grając na gitarze to do niego w ogóle nie pasuje, dlatego nie zawsze był chętny, żeby to zagrać. Był to zawsze chyba mój ulubiony moment koncertu jak gra ten utwór. Zawsze cieszy jak się usłyszy ten kawałek, gdziekolwiek. 

ŁM: Zawsze też The White Stripes kojarzy mi się z taką sentymentalnością i dziecinnością tego zespołu, a tej dziecinności w aktualnym odzwierciedleniu Jacka już jest wiele mniej albo już w ogóle jej nie ma. Już jest poważnym starszym panem.

KwP: Dalej możemy usłyszeć „Seven Nation Army” na jego koncertach?

PK: Zawsze możemy i zawsze jest to zakończenie koncertu, zawsze jest ostatnią piosenką. 

ŁM: Chciałbym zobaczyć, żeby zagrał kiedyś „Seven Nation Army” na rozpoczęcie. Ciekaw jestem reakcji publiczności, kiedy zagrałby to jako pierwszą piosenkę. Tak jak to zrobił podczas pierwszej trasy „Elephant”. Wchodzi i gra „Seven Nation Army”.

PK: Przy Blunderbussie zdarzało mu się albo nie grać tego wcale albo zagrać gdzieś w środku.

ŁM: Wydaje mi się też, że jego podejście do grania piosenek deep cutu zmienia się zależnie od kontynentu. Wydaje mi się, że w Europie częściej to „Seven Nation Army” jest grane niż w Ameryce, gdzie częściej mu się zdarza pominąć ten utwór i możliwe, że jest to też kwestia zaufania do fanbase’u. Obecnie jest to punkt stały, opracowany do perfekcji. Może nas zaskoczy, ale raczej jest to bankowe.

KwP: Jack bardzo dba o spontaniczność swoich koncertów i chce, żeby publiczność przeżywała jego występy w stu procentach, dlatego w tym roku na jego trasie obowiązuje zakaz używania telefonów. Jak to dokładnie wygląda i czy mieliście już z tym styczność?
ŁM:
Tak! I wygląda to bardzo przyjemnie. I działa to bardzo szybko, co jest najważniejsze. Jeśli ktoś czeka na barierki to nie musi się martwić, że zostanie zatrzymany przy wejściu. Proces wygląda tak, że podchodzi się do wolontariusza, obok przygotowane są wielkie kosze z pokrowcami, które mają parę rozmiarów, chociaż zazwyczaj większość telefonów pasuje do jednego rozmiaru. Pokrowce są z poduszki, są bardzo miękkie. Co bardzo ważne, telefon ma się ciągle przy sobie. Dużo ludzi się pyta czy trzeba to zostawić w jakimś depozycie. Nie. Dostaje się pokrowiec, przy wolontariuszu wsadza się telefon do niego, który zaczepiany jest takim magnesem, który działa podobnie do magnesu antykradzieżowego, który jest w sklepach. Podobnie jest odpinany i zapinany. Obsługa prosi, żeby wyłączyć telefon albo przynajmniej wyciszyć, żeby nie było takich sytuacji, że dzwoni podczas koncertu. Nie mają żadnej blokady sygnału, wychodząc po koncertach, zawsze mieliśmy jakieś nieodebrane połączenia, smsy.
KwP: I jak to właśnie działa, jeśli ktoś chce jednak zadzwonić podczas koncertu?
PK:
Musi wyjść z sali koncertu, gdzie jest pełno wolontariuszy, którzy mają automat do odpinania tego pokrowca. Trwa to pół sekundy. Przykłada się telefon i to od razu odpina zabezpieczenie.
KwP: I widać rzeczywiście różnice podczas koncertów?
ŁM:
Jest różnica. Ludzie są bardziej otwarci, więcej rozmawiają między sobą i są bardzo pozytywnie nastawieni do tego. Niektórzy marudzą, ale większość się cieszy, że tak się stało. 

PK: Na początku jest to dla ludzi bardzo dziwne, można poczuć się nienaturalne, bo są przyzwyczajeni, żeby sprawdzać chociażby czas co 10 minut, a tak to można pogadać z kimś kto stoi obok. To czekanie może być smutne lub nie, w zależności od tego jak kto polega na Facebooku. Ale muszę przyznać także, że przez to wytworzył się taki mały challenge, żeby mieć na koncercie Jacka White’a telefon komórkowy i nagrać filmik. W Londynie było bardzo częste, że celebryci przychodzili na koncerty, siedzieli na balkonie i wrzucali foty. Matt Bellamy z Muse, Liv Taylor, Kate Moss robili całą relację z koncertu.

ŁM: Ciekawe w ogóle czy celebrytów to obejmuje czy wchodzą bez kontroli. Okej, jesteś Kate Moss, rób co chcesz.

PK: Ja z kolei miałam sytuacje, że Pan koordynujący działanie Yondr (tak nazywa się ten system) się bardzo zdziwił, ponieważ dali mi pokrowiec, który był zepsuty i nie zamykał się do końca. I ja byłam bardziej spanikowana, że nagle może się okazać, że ktoś zauważy z obsługi, że mam otwarty pokrowiec i wyproszą mnie z koncertu. Pamiętam, że poszłam do pana i mówię o problemie z pokrowcem, a on był totalnie zaskoczony i niezwykle ucieszony, że przyszłam i przyznałam się, że pokrowiec jest otwarty. Od razu dostałam nowy, a koordynator pochwalił mnie, że nie cieszyłam się z tej „wolności”.

ŁM: Jeśli już komuś się uda coś nagrać to od razu widać jak marnej jest to jakości i jak bardzo to nie jest nikomu potrzebne, żeby ktoś nagrał to i wrzucił do internetu. Różnica jest kiedy ktoś wyciągnie telefon 3 razy, żeby zrobić parę zdjęć, żeby wrzucić na Instagrama albo wysłać ojcu, że byłem na koncercie: „Tato, patrz!”, a tymi, którzy trzymają ciągle ten telefon w powietrzu. Czasem facet wyciąga tableta, zasłania wszystkim i pokazuje: patrzcie mam tableta.

PK: Wracając do Yondr, jest to bardzo duże odświeżenie. Jest teraz właśnie taki ruch muzyków i wydaje się, że jest to przyszłość koncertów. Na początku było to bardzo radykalne, ale Jack jako pierwszy robi to na całej trasie. Wcześniej były to pojedyncze przypadki. Widać bardzo pozytywny odzew nie tylko od ludzi, ale także od zespołów, którzy przychodzą na jego koncerty. Widzą jak to działa i nagle okazuje się, że ludzie nie mają problemu z tym, żeby schować ten telefon. Telefon zawsze ma się przy sobie, a kiedy jest potrzeba skorzystania z niego, zawsze można wyjść na chwilę z sali, zadzwonić do mamy, taty.

ŁM: Okazuje się, że ludzie są do tego bardziej przekonani, niż się wydawało.

KwP: Będziecie na wszystkich koncertach w Polsce. Czy szykujecie jakąś specjalną akcję na tę mini trasę?
ŁM:
Jako Oficjalny Polski Fanklub Jacka White’a chcielibyśmy prosić o pomoc w realizacji planu jakim jest wręczenie naszemu ulubionemu artyście prezentu z okazji zbliżającej się polskiej trasy koncertowej. To już nie pierwszy raz, gdy chcemy przywitać Jacka prezentem – przed krakowskimi koncertami w 2014 roku otrzymał od nas ręcznie malowaną gitarę polskiej marki Defil. Jednak tym razem chcemy zwrócić się do Was z prośbą o pomoc. Nasz aktualny pomysł jest bardziej kosztowny niż jedna vintage gitara i stąd organizujemy tę właśnie zrzutkę. Chcielibyśmy aby Jack oraz każda osoba z zespołu (oraz tour manager Jacka, Lalo Medina) otrzymała spersonalizowaną paczkę. W skład każdej weszłyby m.in.:
– haftowana kurtka z przygotowanym przez Kamilę Staniszewską motywem.
– „kawałek polskiej kultury”, czyli płyta winylowa, książka oraz film z selekcji najciekawszych dokonań z ostatnich dziesięciu lat.
– poczęstunek, czyli najbardziej istotne produkty naszego kraju, takie jak Toruńskie Pierniki czy krówki. Wśród naszych propozycji z kategorii polska kultura są:
– płyty zespołów Hańba, Syny, Brodka, Stara Rzeka, EABS, Niechęć czy Zamilska
– książki Szczepana Twardocha, Joanny Bator, Jacka Dehnela, Olgi Tokarczuk czy Wojciecha Kuczoka (w zależności od dostępności angielskich przekładów)
– filmy taki jak „Róża”, „Ostatnia Rodzina”, „Rewers”, „Bogowie”, „Córki Dancingu” czy też „Sztuka Kochania”. Planem minimum, który chcemy zrealizować jest sześć paczek zawierająca każda kurtkę, płytę oraz poczęstunek. W razie pomyślności zrzutki do paczek chcemy dodać m.in. wymienione książki czy filmy. Każda osoba, która wesprze nasz cel zostanie wymieniona z imienia i nazwiska w każdej z przygotowywanych przez nas paczek.

Krótką relację z tej trasy możecie przeczytać tutaj: Jack White w Polsce

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!