„European Express Tour”, czyli jak w 1984 roku Elton John zagrał mini trasę po Polsce

„European Express Tour”, czyli jak w 1984 roku Elton John zagrał mini trasę po Polsce
Elton John w Polsce

Pierwsza połowa lat 70. to dla Eltona Johna najbardziej płodny okres największych sukcesów, zarówno studyjnych, jak i scenicznych. Tylko między 1972 a 1975 rokiem Brytyjczyk wydał sześć hitowych albumów, które wywindowały go na szczyt. Z dnia na dzień Elton stał się najpopularniejszą gwiazdą na świecie, jako pierwszy solowy artysta wyprzedawał stadiony, a jego charyzma, muzyczna fantazja i niesłabnąca lekkość tworzenia kolejnych przebojów zdawała się nie mieć końca. Jego legendarne koncerty ze stadionu Dodgersów w Los Angeles z 1975 roku, które były ukoronowaniem tego złotego okresu 28-letniego wtedy Johna, przyciągnęły po 55 tysięcy fanów każdej z dwóch nocy, czego nie dokonał nigdy nikt wcześniej. Elton zdobył wszystko, dorównał Beatlesom, przeskoczył konkurencję, lecz mimo wielkich sukcesów samotność wśród milionów fanów i dręczące go demony i osobiste problemy ciągnęły go w dół.

Druga połowa tej dekady to już tylko i wyłącznie równia pochyła naznaczona przez używki, które miały zagłuszyć pustkę w cieniu niedawnych triumfów. I słabe, nie dorównujące dokonaniom sprzed zaledwie kilkudziesięciu miesięcy płyty, bez przebojów, bez polotu, bez emocji. Elton z trudem odnajdował się w świecie, gdzie rockiem rządziły ostra punkowa energia, a popem disco beat. Jego muzyka środka, która dopiero co podbijała świat, teraz nie znajdowała nowych odbiorców, czemu nie pomagał sam John, bez formy, bez najważniejszego twórczego kompana Berniego Taupina i bez pomysłu na nowego siebie.

Dalej jednak robił to co umiał robić najlepiej – grał porywające koncerty nawet w najgorszym stanie osobistego piekła. Koniec lat 70. zdawał się jednak majaczyć w oddali światełkiem w tunelu. W 1979 roku pojednał się i powrócił do sprawdzonego muzycznego tandemu z Taupinem, jego nowe utwory zaczęły wracać na listy przebojów, zagrał też mini trasę w Związku Radzieckim, co było z pewnością zalążkiem tego, co wydarzyć się miało za pięć lat, czyli scenicznym debiutem Eltona na polskiej ziemi. Nim się to jednak wydarzyło w 1983 roku artysta zaliczył wielce oczekiwany comeback w wielkim stylu. Albumem „Too Low for Zero”, nagranym z zespołem, z którym Elton święcił największe triumfy, John przypomniał o sobie muzycznemu światu, a refren „I’m Still Standing” stał się nie tylko wizytówką jego nowego etapu w karierze, co też swoistą mantrą życiowego zwrotu.

Rok później Elton poszedł za ciosem i wydał kolejny krążek „Breaking Hearts” (z całkiem niezłym przebojem „Sad Songs „Say So Much”), który choć co prawda nie powtórzył sukcesu poprzedniczki, ale dowiódł dobrej formy muzyka. Po raz kolejny wyruszył też w światową trasę – „European Express Tour” – która odbyła się w ciągu trzech wiosenno-letnich miesięcy 1984 roku. Trasa zakończyła się 30 czerwca triumfalnym powrotem na londyński stadion Wembley, a wcześniej objęła kilka krajów, w których Elton i jego zespół wcześniej nie występowali, m.in. Węgry, Czechosłowację oraz Polskę, gdzie Rocket Man zagrał aż trzy koncerty.

Jednak nim Elton dotarł nad Wisłę, zagrał na początku tournée trzy koncerty w byłej Jugosławii (Sarajewo, Belgrad, Zagrzeb), a także dwa koncerty w Budapeszcie i Czechosłowacji. Do Polski artysta wraz ze swoim najlepszym koncertowym składem (Davey Johnstone na gitarze, Dee Murray na basie, Nigel Olsson za perkusją, Fred Mandel na klawiszach) przybył 26 kwietnia 1984 roku i rozpoczął swój mini tour w katowickim Spodku. Jak w ogóle doszło do występów światowej gwiazd w naszym kraju? Szefem importu zagranicznych gwiazd był wówczas Andrzej Marzec z Agencji Artystycznej Pagart i to on, wraz ze swoją ekipą, która zdążyła się już wprawić w bojach podczas organizacji trasy Budgie po Polsce, nad wszystkim panował.

Dziennikarz muzyczny, co się na muzyce zna, Roman Rogowiecki, który pełnił w tym czasie rolę tłumacza i opiekuna ekipy Eltona w Polsce, tak wspomina wizytę ekscentrycznego Brytyjczyka w szarym kraju doby PRL-u:

„Szatnie Spodka nie były niebywale eleganckie, coś tam było wyłożone, żeby lepiej się czuł, ale z drugiej strony Elton przyjechał do Spodka tuż przed koncertem. Żeby nie siedzieć zbyt długo w oczekiwaniu na występ. Kiedy słyszy się, jakie gwiazdy mają teraz sugestie, co dać do garderoby, co położyć, powiesić – tak tu wszystko poszło gładko. Ani w Katowicach, ani w Gdańsku czy w Warszawie nie było odlotowych próśb, czy czegoś nie do spełnienia”.

A sam koncert? Zdaniem świadków zespół i artysta byli w życiowej formie, a koloryt ich muzyki i scenicznej oprawy zaskoczył wszystkich, głodnych koncertowych emocji polskich fanów. Dla porównania energii, która rozpierać musiała Eltona podczas występów w Katowicach, Warszawie i Gdańsku, warto odtworzyć nagranie z koncertu artysty na Wembley z tej samej trasy. W Polsce muzycy przedstawili również podobny zestaw największych hitów, takich jak: „Your Song”, „Tiny Dancer” czy rockowych wymiataczy „Saturday Night’s Alright for Fighting” i „The Bitch Is Back”. Nie zabrakło tez uwielbianego i kultowego „Crocodile Rock”. W Spodku Elton miał być w świetnej, wręcz szaleńczej formie. Wrażenie robiły nie tylko zagrane przez zespół przeboje, ale i stroje, charyzma, wszystko to, co składa się na doskonale skrojone show.

„To były jeszcze te czasy, kiedy był niesamowicie ubrany, skakał po tym fortepianie, właził pod niego. To był prawdziwy show gwiazdy muzyki pop. Coś zupełnie nowego, na co nie byliśmy wszyscy gotowi jako publiczność. Zobaczyliśmy faceta, który fantastycznie gra, śpiewa i do tego jeszcze szaleje przy tym fortepianie, robi różne ruchy, miny” – wspomina dalej Rogowiecki.

Ponad dwie godziny muzyki, ponad dwadzieścia utworów w setliście, brzmienie z najwyższej światowej półki i przeboje, które sprawiły, że Spodek odleciał. Elton, ubrany w czerwony smoking i kapelusz, na rozświetlonej, kolorowej scenie, zachwycił wszystkich. Dwukrotnie bisował. Ireneusz Kaźmierczak, znany tyski fotograf, któremu zawdzięczamy też historyczną pamiątkę w postaci zdjęć z tego koncertu, pamięta też jak dobrze światowej klasy skład sprawdził się w śląskiej hali:

„Niewiarygodne. Byłem pod ogromnym wrażeniem selektywności tych dźwięków. Jakość była na najwyższym poziomie, zresztą nagłośnienie to był oryginalny zachodni sprzęt. Powalała jego ekspresja. W pewnym momencie zdawało mi się nawet, że Elton wypatrzył mnie w tłumie. Miałem wtedy jakąś legitymację chyba instruktora fotografii, już teraz dobrze nie pamiętam. Obwiesiłem się aparatem, torbą i z tym papierkiem szedłem „na pewniaka”. Zostałem wpuszczony. Nie wchodziłem wejściem tym samym, co widownia, tylko bocznym. Na koncercie zdjęcia można było robić – o ile dobrze pamiętam – na początku występu. Ochrona pilnowała. Później wbiłem się w tłum”.

W lipcu 1983 roku zniesiono w Polsce stan wojenny, głód – nie tylko muzycznych wrażeń – i wszechobecna bylejakość potęgowały więc każdą z przeżytych podczas koncertu emocji. Inny z fanów, którzy byli wtedy w Spodku, Mariusz Grygierczyk, tak po latach wspominał wizytę legendarnego wokalisty:

„Całą degrengoladę, dziadostwo połowy lat 80. pozostawiliśmy gdzieś na zewnątrz. Muzyka, absolutnie fantastyczna – uniosła nas w nieznany dotąd wymiar. Zwariowali zupełnie – po kiego diabła w jakiejś zapyziałej komunistycznej Polsce grali prawie dwie i pół godziny?! Bis, jeszcze dwa kawałki? Dla nas, ubogich ludków ze Wschodu? A po niemilknących brawach jeszcze jedno wyjście na scenę? Wyszedł sam. Raz jeden nie miałem nic przeciw elektronicznej perkusji. To z jej towarzyszeniem – i oczywiście fortepianu – zaśpiewał „Song For Guy”. Ukłonił się, potwornie już zmęczony,
i powiedział krótkie „Thank You. Good Night”. I zostawił nas samych”.

27 i 28 kwietnia Elton wystąpił i porwał kolejnych polskich fanów w warszawskiej Sali Kongresowej i Hali Olivia w Gdańsku. Wyjątkowym był zwłaszcza ostatni z koncertów, przed którym artysta spotkał się z liderem Solidarności Lechem Wałęsą w jego mieszkaniu na gdańskiej Zaspie, a podczas show głośno wyraził nadzieję na zmiany ustrojowe w Polsce i Europie.

„Był w domu u mnie, coś wypiliśmy, jakiegoś szampana, pogadaliśmy ładnie, no i potem zaprosił mnie na koncert po prostu. Pamiętam i będę do końca moich dni pamiętał. Ja mam mimo wszystko dobry słuch, a on tak uderzał w tę swoją maszynerię, że ja ogłuchłem na dwa lata” – wspominał po latach były prezydent w Radiu Gdańsk.

4 dekady później trzy koncerty Eltona Johna w Polsce, a zwłaszcza wyjątkowy z historycznych względów koncert w Gdańsku, pozostają niezapomnianą muzyczną historią, wybrzmiewającą w pamięci polskich fanów do dziś. W 2012 roku artysta miał odebrać od prezydenta Wałęsy Medal Wdzięczności Europejskiego Centrum Solidarności w uznaniu za wsparcie, jakiego udzielił podczas tego koncertu. „Elton John przyjechał tutaj i dał nam wsparcie, którego potrzebowaliśmy, gdy mieszkaliśmy w państwie policyjnym, w którym ludzie byli bici i zabijani jak w „Roku 1984″ Orwella” – tak tłumaczono wtedy wyróżnienie dla brytyjskiego gwiazdora. Do tego jednak nie doszło, zaplanowany z tej okazji koncert w Trójmieście nie odbył się, został odwołany w ostatniej chwili. Do spotkania z Wałęsą doszło jednak parę lat wcześniej, gdy w 2006 roku już sir Elton wystąpił w Operze Leśnej w ramach Sopot Festivalu – otrzymał wówczas medal z okazji 25-lecia powstania „Solidarności”

Była to druga od lat 80. wizyta artysty w naszym kraju, później Elton wracał już do nas regularnie, dając świetne występy i zawsze mógł liczyć w Polsce na gorące przyjęcie. Fani nigdy nie zapomnieli mu bowiem pierwszej wizyty w wyjątkowym dla naszej historii czasie. Mini trasę z orwellowskiego 1984 roku Roman Rogowiecki podsumował jeszcze tak:

„Widziałem w sumie trzy jego koncerty i wszystkie były fantastyczne. Nie zachowywał się tak samo na każdym, stawiał na spontaniczność. Kapitalnie się też ubierał. Oczywiście on później patrzył na to z przymrużeniem oka, przy jakichś swoich wspomnieniach, że to były szalone czasy, gdy nie wiedział za bardzo, gdzie był i co robił. Ale całe szczęście. Mieliśmy wtedy okazję zobaczyć Eltona w najlepszej – moim zdaniem – formie”.

Po raz ostatni sir Elton John wystąpił w Polsce 4 maja 2019 roku, po czym udając się na zasłużoną sceniczną emeryturę i przekonując, że to faktyczne pożegnanie z polską publiką, na dobre przekroczył dla nas granicę żółtej brukowanej drogi.

Fot. w miniaturce: Plakat wydany w 1984 roku przez muzyczne wydawnictwo PSJ, autor: Rosław Szaybo

Autor: Kuba Banaszewski

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!