„Chce odejść z klasą” – wywiad z Alem Jourgensenem z Ministry

5 sierpnia 2025 w katowickim MCK wystąpią Mastodon, Ministry oraz Between The Buried And Me. To jednak nie tylko koncert – to wydarzenie historyczne, bo Ministry, pionierzy industrial metalu, zapowiadają, że to prawie koniec zespołu. Al Jourgensen – ikona, prowokator, komentator rzeczywistości – powiedział nam wprost: „To naprawdę koniec. Ale chcę odejść z klasą.” W wywiadzie opowiada o upadku cywilizacji, ostatnim albumie, współpracy z Paulem Barkerem i… tym, dlaczego kiedyś obraził się na polskich fanów.
Koncerty w Polsce: Al, dobrze Cię widzieć, choć tym razem zdalnie. W Ciebie jest po południu, ale u mnie dwunasta w nocy, więc czas na rozmowę o rzeczach mrocznych. Jak oceniasz obecny stan świata i jak wpływa to na Twoją twórczość?
Al Jourgensen (Ministry): To nie chodzi już nawet o to, kto rządzi – Trump, Putin, Xi czy Orban – wszyscy są przewidywalni. Straszne jest to, że ludzie chcą, żeby tacy przywódcy ich reprezentowali. To efekt braku edukacji i manipulacji w mediach społecznościowych. W krajach nordyckich dzieci już w podstawówce uczą się rozpoznawać bzdury w internecie. A my? Dorośli łykają wszystko. To, co mnie martwi, to nie polityka – to kondycja gatunku ludzkiego.
KwP: To brzmi fatalistycznie.
Al: Tak, ale już nie krzyczę – komentuję. Przez lata byłem wściekły na Busha, nagrałem trzy albumy o nim. Ale dziś wiem, że to nie prezydenci rządzą światem. Robią to rynki, fundusze, algorytmy. Social media zniszczyły sztukę, filmy, literaturę. Wszystko jest teraz „contentem”. Nawet AI nas zastępuje. To przerażające czasy. Dlatego mój nowy album to nie tylko muzyka – to ostatnie słowo.
KwP: Czyli polityka Cię już nie złości?
Al: Nie, ona mnie nudzi. Bo to wszystko idzie w kółko. W latach 60. radykałami byli ludzie lewicy, teraz to prawica sięga po przemoc. Władza się zmienia, ale schemat zostaje ten sam. A planeta umiera. Granice, nacjonalizm – to są iluzje. Wszyscy jesteśmy jednym gatunkiem, a zachowujemy się jakbyśmy byli z innych planet.
Do tego dochodzi social media, które zamiast łączyć, tylko nas bardziej dzielą. Algorytmy kierują naszymi emocjami i decyzjami. I to już nie jest tylko kwestia polityki – to jest zagrożenie egzystencjalne. Jesteśmy jak dinozaury przed zderzeniem z asteroidą.
KwP: Wspomniałeś o nowej płycie – tej ostatniej. Jak wygląda proces jej tworzenia?
Al: Nie mam schematu. Inspiracja przychodzi z otoczenia, z gniewu, ale też z refleksji. I – co ważne – znów pracuję z Paulem Barkerem. To jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina. To symboliczne domknięcie historii. Chciałem też wreszcie naprawić jeden błąd z przeszłości – debiutancki album With Sympathy.
KwP: I dlatego nagrałeś go na nowo?
Al: Tak. Wtedy wytwórnia narzuciła mi producentów, wygląd, brzmienie – czułem się sprzedany. Teraz to ja odzyskuję kontrolę. To psychologiczne katharsis. Nie po to, by grać te piosenki do końca życia, ale by odzyskać siebie.
KwP: Katowice – 5 sierpnia. Co przygotowujecie dla polskiej publiczności?
Al: To nie jest jeszcze ostatnia trasa, ale jej część. Gramy z Mastodonem, naszymi starymi znajomymi. W setliście będzie Hopium for the Masses, Moral Hygiene, rzeczy z AmeriKKKant, trochę klasyki. Retro rzeczy? Nie, te zostawiamy na inną trasę – teraz chcemy dać z siebie esencję Ministry. Europejska publiczność to rozumie.
KwP: Pamiętasz koncert na Woodstocku w Polsce?
Al: Tak! Graliśmy przed setkami tysięcy ludzi. Pamiętam, że wkurzyłem się na publikę, bo połowa odwróciła się plecami. Myślałem, że nas bojkotują, ale potem zrozumiałem – tam był ekran, z którego nas lepiej widzieli. Polska publiczność jest dzika i lojalna. Uwielbiam tu grać.
KwP: Co sprawia, że teraz chcesz zakończyć karierę?
Al: Bo w końcu mogę odejść na własnych zasadach. Kiedyś zrezygnowałem, bo byłem chory – 13 krwawiących wrzodów. Teraz jestem zdrowy. Nie robię tego dla pieniędzy ani uwielbienia. Mam inne plany – pisać, tworzyć sztukę, żyć. Po 18 albumach Ministry, sześciu Revolting Cocks, trzy Lard – chcę coś nowego. Mam już dość „re-kreacji” starych pomysłów. Czas na prawdziwe pożegnanie.
KwP: Nie boisz się, że wrócisz jak Kiss czy Scorpions?
Al: (śmiech) Nie. Nie będę nawiedzał sceny jak duch. Może raz zagram na charytatywnym evencie, ale nie będzie tras, reedycji, kasyn. Mam już dość. Nawet moje uszy są zmęczone.
KwP: Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
Al: (cisza) Za dziesięć?! Prawdopodobnie będę martwy. Ale przez kolejne pięć – chcę wreszcie robić to, na co nigdy nie miałem czasu. Sztuka. Pisanie. Cisza. I, jeśli świat nie zginie wcześniej – odpoczynek. Wreszcie.
Rozmawiał: Michał Koch
Katowice, 5.08.2025r.