O przyszłości koncertów

o przyszłości koncertów
Kochamy koncerty. Tu nie ma nic więcej do dodania. Dlatego też stawiamy pytania o przyszłość branży.

Ogłoszono ostatnio dużą liczbę nowych wydarzeń na nadchodzące miesiące: od Billie Eilish po Travisa Scotta. Co łączy te eventy? Ceny. Głosy, że koncerty są coraz droższe, pamiętam od zawsze. Kupując bilety na koncert Madonny w 2012 roku, wydawało mi się, że do końca miesiąca będę żywił się tylko sucharkami. Że drożej już być nie może. Rzeczywistość to oczywiście zweryfikowała.
Ostatnio jednak ceny osiągają poziom astronomiczny. Są na tyle wysokie, że nawet jako pasjonat koncertów zaczynam analizować, czy na jakieś wydarzenie opłaca się kupić wejściówkę. W takim przypadku oczywiście zaczyna się wybieranie: iść na jeden koncert Metalliki (i dostać show przebijające wszystko inne), polecieć na ulubiony Pearl Jam (bo w Polsce nie grają) lub za tę samą kwotę zobaczyć kilka koncertów klubowych. Co koncertowicz, to inny wybór.

Przed pandemią koronawirusa branża koncertowa rosła w Polsce o 20 proc. rok do roku. Nawet podczas lockdownów udało się przetrwać. Niestety biznes nie lubi sytuacji, gdy niewiadomych jest więcej. Po pandemii przyszła wojna i podwyżki cen praktycznie wszystkiego. Zabrać całą rodzinę na występ na stadionie? To kwota równa całości minimalnego wynagrodzenia w naszym kraju (4242 zł brutto). Duże znaczenie ma inflacja. Ceny w branży rekreacyjnej wzrosły o 4,1 proc. w stosunku do analogicznego okresu w ubiegłym roku. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, gdyż podwyżek należy szukać przede wszystkim we wzrostach pozostałych usług: od energii elektrycznej po catering.

Dlatego nie upatrywałbym wysokich cen jako wyznacznika chciwości organizatora. W większości przypadków po prostu taniej się nie da. Koncertów nikt nie organizuje pro bono. Jednakże można – a nawet trzeba – pytać o zasadność wysokich opłat manipulacyjnych lub cen zwiększających dynamicznie. To tu jest pole do zmian.
Sporo miejsca w rozmowach o branży koncertowej poświęca się również monopolowi. Umowy dotyczące tras największych zagranicznych gwiazd zapadają pomiędzy agentem zespołu a agencjami koncertowymi. Dla zespołów łatwiejszym rozwiązaniem jest deal, który za jednym zamachem załatwia im całą trasę koncertową w Europie. Zwłaszcza jeśli organizatorem jest agencja o światowej pozycji. To również się nie zmieni. Może być jednak jeszcze gorzej. Zapytacie: jak to?
Artyści polubili rezydencja koncertowe. Koszty produkcyjne są wtedy dużo niższe, a bilety i tak się wyprzedają. Fani chcący zobaczyć ulubionego wykonawcę są w stanie przebyć każdy dystans. Dlatego pozwolę sobie na ostrożną predykcję, że to dopiero początek tego trendu. Narzekacie, że Wasz ulubiony zespół nie gra w Polsce? Być może już nigdy nie zagra.

Pollstar, firma zajmująca się analizą przychodów z koncertów na świecie, wskazuje, że 2023 rok był rekordowy. 100 największych tras koncertowych przyniosło aż 9 mld dolarów (o 50 proc. więcej niż w 2022 r.). Globalna sprzedaż biletów wzrosła o 18 proc. pomimo 23 proc. wzrostu średnich cen. Najbardziej dochodowe były trasy Taylor Swift, Beyoncé oraz Bruce’a Springsteena.

Ceny rosną, ale małe kluby i niezależne agencje upadają. Warto zastanowić się, czy kiedykolwiek przekroczymy taką granicę, że nawet najbardziej popularni artyści po prostu nie wyprzedadzą swoich koncertów. Branża stała się bańką?
Zatem zostawiam Was z pytaniem: skoro jest tak dobrze, to dlaczego fani się martwią?

Autor: Michał Koch

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!