Nick Mason’s Saucerful of Secrets – Łódź 2022 – relacja

nick mason łódź

Nick Mason nigdy nie był wirtuozem w swoim fachu. Co więcej, nie raz wytykane mu były błędy i brak boskiego daru, jakim obdarzeni byli pozostali muzycy Pink Floyd. Jednak jako jedyny z członków grupy, zasiadając za perkusją jednego z największych zespołów w historii rocka we wszystkich jego wcieleniach, był dla pozostałych muzyków nie tylko pulsem wybijającym burzliwe losy Pink Floyd, ale i ostoją normalności w doskonałym do bólu obliczu zespołu, w którym nie było miejsca na najmniejszy błąd. W późniejszych latach nie podążał też tropem kolegów z zespołu i nie próbował udowadniać, kto jest lepszym odtwórcą kompozycji, których najmocniejszym atutem była siła zgranego kolektywu, który w latach 70. wzniósł się na wyżyny rockowego nieba. Wszyscy bowiem, tworząc osobno i poświęcając się mniej lub bardziej udanym i spektakularnym dokonaniom solowym, byli wciąż w pewnym sensie więźniami mocnej twórczości macierzystego zespołu. A Nick Mason, pozostając jakby z boku tej rywalizacji, rozgrywającej się przede wszystkim na linii Roger Waters-David Gilmour, zawsze pokazywał, że można inaczej i wielokrotnie wspierał obu byłych liderów Pink Floyd, towarzysząc im na żywo czy w studiu.

nick mason łódź

Ta jednoczesna chęć sięgania po ten materiał – którego przecież perkusista również był współtwórcą – i najprostsza w świecie zabawa muzyką jednego z największych zespołów w historii, połączona z ujmującym zblazowaniem brytyjskiego dżentelmena, zaowocowała tym, że i Mason w kwiecie wieku postanowił rozpocząć karierę solową, która najmocniej rozkwitła dopiero w ostatnich latach za sprawą projektu Saucerful of Secrets, gdzie perkusista Pink Floyd spotkał się gdzieś w pół drogi między solowymi karierami kolegów z zespołu, a niezliczoną ilością cover bandów, przypominających dokonania brytyjskiej legendy rocka. Złotym środkiem i otwartą furtką dla Masona okazało się sięgnięcie po te utwory Pink Floyd, po które Waters i Gilmour praktycznie nie sięgają wcale, a które najzagorzalsi fani wciąż noszą w sercu. Odświeżenie i przypomnienie kompozycji Pink Floyd sprzed największych światowych sukcesów, kiedy muzycy jeszcze pod mocnym wpływem pierwszego lidera – Syda Baretta – najmocniej eksperymentowali z formą i zanurzali swoje inspiracje w gęstym, psychodelicznym sosie drugiej połowy lat 60., stało się okazją do ekscytującej eksploracji nieco bardziej zapomnianych kompozycji zespołu. Mason zebrał mocną ekipę muzyków, którzy przede wszystkim świetnie bawią się razem na scenie, zaskakując świeżością i ponadczasową nutą utworów sprzed ponad pół wieku. Podobnie było 28 maja w łódzkiej Wytwórni, gdzie projekt Nick Mason’s Saucerful of Secrets zawitał ku radości licznie zgromadzonych fanów Pink Floyd, których w Polsce przecież nie brakuje. Była to już druga – po koncercie w Warszawie w 2019 roku – okazja, by usłyszeć utwory z początków Pink Floyd w najlepszym wykonaniu gitarzystów Lee Harrisa (przedstawionego jako pomysłodawcę całego przedsięwzięcia), znanego ze Spandau Ballet Gary’ego Kempa, klawiszowca Doma Bekena oraz basisty Guy’a Pratta, który – obok zasiadającego za perkusją Masona – najmocniej zapisał się w historii Pink Floyd, zastępując Rogera Watersa w okresie przewodzenia grupą przez Davida Gilmoura. Niesamowite zrozumienie się muzyków na scenie oraz niezaprzeczalna miłość do tej muzyki zaowocowała prawdziwą ucztą najwyższej próby. Trzeba tu dodać, że koncert w znacznej większości instrumentalny, zgrabnie mieszał muzyczne wycieczki do płyt Pink Floyd nagranych w latach 1967-72, co stworzyło niezwykle różnorodny klimat, przepełniony muzyką, która choć fanom jest doskonale znana, dalej kryje w sobie wiele tajemnic. A muzycy zaczęli z grubej rury i paradoksalnie od utworu, który pojawia się również w solowym repertuarze koncertowym wszystkich żyjących członków Pink Floyd. Energetyczne „One Of These Days” z rozpoznawalnym od pierwszych dźwięków basowym motywem, było znakomitym przedsmakiem możliwości zespołu oraz zapowiedzią klasycznorockowej uczty. I choć podzielony na dwie części występ pełen był mocno zakurzonych i zapomnianych utworów Pink Floyd (takie „Vegetable Man” z 1967 roku, niewydane na żadnej oficjalnej płycie zespołu nigdy wcześniej nie było wykonywane na żywo), nie zabrakło także hitów, które zarażały psychodeliczną przebojowością („Arnold Layne”, „See Emily Play”).

nick mason łódź

Nie zabrakło też mocniejszych fragmentów, gdzie ostre riffy i płomienne solówki gitarzystów udowadniały jak wszechstronnym i wizjonerskim zespołem był Pink Floyd już na początku swojej działalności (podniosłe „Childhood End”, hardrockowe „The Nile Song”). Wysmakowanemu repertuarowi sprzyjała znakomita akustyka i nagłośnienie łódzkiej Wytwórni, połączona z niesamowitą, idealnie dopełniającą całość muzycznego doznania grą świateł. Jednak najmocniej wyczekiwane i najlepiej przyjęte były oczywiście te najbardziej monumentalne fragmenty koncertu, które zdefiniowały losy brytyjskiej kapeli w drodze na sam szczyt – fantastyczna wersja instrumentalnego „Atom Heart Mother”, przedzielona delikatną, akustyczną balladą „If”, kosmiczne i rozimprowizowane „Saucerful of Secrets” czy plemienne, narastające ku mocnemu finałowi „Set the Controls to the Heart of the Sun”. No i oczywiście wisienka na torcie tegorocznej trasy i bez wątpienia najbardziej pochłaniający i skupiony moment łódzkiego koncertu – nagrodzone owacją już po pierwszym, rozpoznawalnym od razu dźwięku, wykonanie prawdopodobnie najbardziej ambitnego momentu w historii Pink Floyd – ponad dwudziestominutowego „Echoes”. Dla tych fragmentów, a zwłaszcza dla tej ostatniej kompozycji, która wywoływała jednocześnie ciarki na całym ciele i wielki podziw dla zatracających się w niej bez reszty muzyków, warto było wybrać się tego dnia do Łodzi, bo to chwile, które w pamięci każdego fana Pink Floyd zostają już na zawsze.

nick mason łódź

Po takiej emocjonalnej eksplozji wrażeń ciężko było zagrać coś jeszcze mocniejszego, więc na sam koniec muzycy w fantastyczny sposób oddali się zabawie na scenie i odjechali z Łodzi w rytm pogodnego przeboju „Bike” z pierwszej płyty Pink Floyd. I choć widowisko zaprezentowane przez Nicka Masona i jego kapitalny zespół nie dorównywało nawet w małym stopniu wielkim koncertowym produkcjom Watersa i Gilmoura, to było to niezwykłe doświadczenie, które pół wieku po premierze tych kompozycji pozwoliło przenieść się myślami w klubowe klimaty, gdzie Pink Floyd zaczynali swoją przygodę z muzyką.

 

Autor: Kuba Banaszewski

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!