To jest właśnie idol, którego potrzebowaliśmy – Yungblud w Warszawie – relacja

yungblud warszawa torwar 2025

Yungblud – Warszawa, COS Torwar (18.10.2025r.) org. Live Nation

fot. Paweł Mielko / materiały prasowe

W ostatnim czasie Yungblud zaliczył dość spektakularną metamorfozę stając się powoli jedną z ważniejszych postaci współczesnego rocka. I możecie tego nie akceptować, negować jego pozycję, ale ciężko odmówić mu tego, że 2025 rok należy w dużej mierze do niego. Kojarzony do tej pory bardziej z kolorowymi fryzurami i pop punkowymi wygłupami, które kazały klasyfikować Dominica gdzieś w okolicach muzyki dla nastolatków, za sprawą zmiany wizerunku, wydaniu albumu zakorzenionego w klasycznym i przebojowym rocku, wspólnej epki z Aerosmith oraz dzięki ikonicznemu już występu podczas Back To The Beginning, podczas którego zaśpiewał, a raczej wykrzyczał z sercem na dłoni „Changes”, Yungblud dotarł ze swoją twórczością do zupełnie nowej grupy odbiorców, również do mnie, jednocześnie prawdopodobnie nie tracą przy tym żadnego ze stałych fanów.

Bo też mało który z obecnych artystów potrafi tak zadbać o swoich fanów, będąc jednocześnie dalej tak autentycznym i szczerym. W świecie wszechobecnego wyciskania każdego dolara ze swojej fanbase’u i płacenia za spotkania meet&greet – Yungblud dalej sam wychodzi do fanów po koncertach, głośno mówi o zbyt wysokich cenach biletów i tworzy nawet swój festiwal, podczas którego uczestnicy dostają miejsca do integracji oraz oczywiście sposobność do zobaczenia swojego idola w akcji. A muszę przyznać, że Yungblud na scenie radzi sobie jeszcze lepiej niż poza nią.

Jego koncert w warszawskim Torwarze to pokaz wielkości, autentyczności i przede wszystkim wielkiej pasji. Bo ta aż kipi z Dominica od pierwszych sekund i wkroczenia na scenę, aż do samego końca, kiedy możemy oglądać zmęczonego, ale uśmiechniętego i spełnionego muzyka, który właśnie dał nam 90 minut czystej, rockowej energii. Lekko chrypowaty i naprawdę intensywny wokal, momentami zamieniający się w krzyk pełen pasji, potrafi przyprawić swoją mocą o ciarki, wszechobecne gitary napędzają każdy kolejny utwór, a Brytyjczyk szaleje na scenie biorąc wszystko to, co najlepsze u rockandrollowych ikon wrzucając do swojego arsenału zagrań podpatrzone zagrywki i sceniczne ruchy, a my możemy oglądać kogoś, kto studiował sceniczną prezencję Roberta Planta, Freddiego Mercury’ego czy Stevena Tylera.

yungblud w warszawie 2025
Yungblud to potężna dawka koncertowej energii
fot. Paweł Mielko / materiały prasowe

Czy da się lepiej zaznaczyć swój akces do rockowej ligi niż od rozbudowanego 9-minutowego „Hello Heaven, Hello” napędzanego riffami, solówkami i Yungbludem kipiącym energią? Witajcie w latach siedemdziesiątych, kiedy światem rządzili gitarowi bogowie-ikony. Późniejsze „Funeral” złagodziło trochę klimat, a „Idols pt. 1” wprowadziło nastrój jedności między muzykiem a publicznością z wymownym „Living like idols, just you and me”. „Lovesick Lullaby” to przykład pop punkowych korzeni muzyka w zdecydowanie dojrzalszej odsłonie potwierdzającej ewolucję artystyczną Yungbluda. Przy „My Only Angel” mogliśmy się dosłownie poczuć jak na koncercie Aerosmith, po którym znów zeszliśmy na ziemię przy bujającym “21st Century Liability” pokazując ponownie muzyczne początki Brytyjczyka. “Lowlife” odblokowujące rapowe wpływy u Dominica i przede wszystkim “Fleabag” to okazja do wspólnego odśpiewania hymnu wyrzutków i zaproszenie na scenę jednej z fanek, która mogą stanąć na scenie obok Yungbluda i zagrać całość na gitarze. 

Kolejne “Changes” zaczyna chyba żyć już własnym życiem z krążącym wokół duchem Ozzy’ego Osbourne’a, dla którego oczywiście zostało zadedykowane to wykonanie. Zaśpiewane po raz pierwszy w takiej wersji podczas Back To The Beginning z miejsca stało się ikoniczne, a zdzierający gardło Dominic już pewnie na zawsze połączył się z tym utworem. “I’m going through changes” stało się też w pewnym sensie prorocze również dla samego Brytyjczyka, którego życie po tym występie również nabrało zupełnie innego tempa, a sam Yungblud zaistniał w głowach wielu fanów rocka, którzy wcześniej mogli patrzeć na niego w zupełnie inny sposób.

Yungblud postanowił zabrać ten hołd dla przyjaciela i mentora razem ze sobą, na stałe włączając ten utwór do swoich koncertów. I bardzo dobrze, bo to, co potrafi zrobić z “Changes” naprawdę robi wrażenie, a każde wykrzyczane słowo trafia prosto w serducho wszystkich słuchaczy. Ten ból, to cierpienie, ale też docenienie kogoś bliskiego, jednoczy wszystkich słuchaczy, bez znaczenia jakie mają upodobania muzyczne. I czy ktoś się spodziewał, że tyle młodych ludzi będzie teraz skandować “Ozzy! Ozzy!”?

yungblud warszawa torwar 2025 koncert
Pasja po prostu aż kipi z Yungbluda
fot. Paweł Mielko / materiały prasowe

“Fire” to rockowa dawka przypominająca, z mocnym wejściem w refren i wracającym do swojego żywiołu Yungbludem. “TinPan Boy” oraz “braindead!” rozkręciły jeszcze bardziej atmosferę, a pierwszą część seta zamknęło “Loner” z britpopowym refrenem. Wszystko to wykonane na pełnej intensywności, której nie powstydziliby się najlepsi w tym fachu. Bisy, już może nie aż tak szalone, chociaż dalej robiące spore wrażenie, pokazały jeszcze raz tę przebojową, ale też wzruszającą stronę Brytyjczyka. Rosnące z każdą minutą i pełne pasji “Ghost” zabrzmiało jak wykrzyczany manifest muzyka, który ściga się z marzeniami oraz singlowe i wyciągające łzy “Zombie” kończące tę półtorej godzinną przygodę.

Oglądając i słuchając Yungbluda w Torwarze w głowie miałem wizję, w której widzę tego gościa będącego headlinerem największych festiwali, wszystkich wyprzedanych aren, a być może i stadionów. Yungblud ma wszystko, żeby to osiągnąć – charyzmę, autentyczność, pasję, poświęcenie i niezwykłe połączenie z fanami, którzy pójdą za nim w ogień i do których oczywiście wyszedł po koncercie. Bo jest on idolem, którego warto śledzić.

Autor: Grzegorz Słoka

YUNGBLUD Setlist Arena COS Torwar, Warsaw, Poland 2025, Idols World Tour

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!