Rod Stewart – Łódź 2024 – relacja
Rod Stewart – Łódź, Atlas Arena (18.06.2024r.)
“Enjoy yourselves!”, czyli o niezwykle przyjemnym koncercie Roda Stewarta.
Organizatorem koncertu była Agencja Live Nation.
Cieszcie się tymi następnymi dwiema godzinami – takim przesłaniem przywitał nas ze sceny 79-letni weteran sceny pop-rockowej, który zawitał ze swoją trasą “One Last Time” również do Polski, gdzie zagrał w wypełnionej po brzegi Atlas Arenie, a my dostaliśmy wieczór wypełniony kanonadą hitów, które Brytyjczyk zbierał w swoim muzycznym CV przez ostatnie 60 lat!
Mimo tylu lat na scenie, była to dopiero ósma wizyta Roda w Polsce, ale już piąta od 2016 roku. Widać, że Anglik przypomniał sobie o nas pod koniec kariery, za co możemy być tylko wdzięczni mogąc nadrobić nasze koncertowe zaległości i usłyszeć w końcu hity, które towarzyszyły nam przez kilkadziesiąt ostatnich lat. A Stewart ma w czym wybierać, w szczególności, że w trakcie swojej kariery lubił sięgać także po kompozycje innych wielkich w świecie muzyki popularnej. Po tym koncercie śmiało mogę też stwierdzić, że nie mamy innego wyjścia niż zaliczyć Roda do grupy tych długowiecznych ze wszystkimi Mickami i Iggy’mi pokazującymi, że wiek wcale nie musi ograniczać twoich zdolności koncertowych i jeśli artyści chcą się żegnać z nami podczas kolejnych i kolejnych tras to my powinniśmy czerpać z tego garściami.
W przypadku Stewarta śmiało można powiedzieć o radosnej celebracji muzyki podanej w lekkiej i przyjemnej formie, co potwierdził tego wieczoru ubrany w, klasyczną już dla niego, panterkę wraz z grupą wspierających go wokalnie chórków oraz zespołem, który próbował dotrzymać nie mogącemu ustać w miejscu Anglikowi. Wszystko rozpoczęło się od radosnego “Infatuation”, który od razu zaprezentował nam gamę możliwości towarzyszących Rodowi muzyków przedstawiając nam zarówno klasyczny skład jak i sekcję dętą. Zgromadzona w Atlas Arenie publika od razu podłapała płynącą ze sceny pozytywną energię, co jeszcze bardziej uwypukliło się przy kolejnym “It’s a Heartache”. Pierwsze, jeszcze trochę nieśmiałe śpiewy ludzi pojawiły się przy “Tonight’s the Night (Gonna Be Alright)”, które poprawione chyba najbardziej gitarowy “Stay With Me”, przerodziło się już w zabawę na całego przy “Twisting the Night Away”. Po tych kilku kawałkach śmiało mogę stwierdzić, że tytuł “Forever young” można przypisać również do samego Roda, który po tym utworze zszedł ze sceny, co działo się podczas całego koncertu jeszcze dwa razy. Jeśli myślicie, że muzyk poszedł za kulisy tylko po to, żeby odpocząć, to mogliście się zdziwić widząc Stewarta w kompletnie nowej stylizacji. Podczas nieobecności Anglika prym przejmowały najczęściej wokalistki serwując nam później takie klasyki jak “I’m So Excited” czy “Hot Stuff”.
A Rod nie zamierzał zwalniać tempa tego koncertu, a pomogły w tym radosne “Hot legs”, klasyczne “Maggie Day” czy roztańczone “Young Turks”. Na pewno wiecie, że dyskografia Stewarta to nie tylko energiczne granie, a sam muzyk potrafi wprowadzić magiczny klimat dzięki takim kompozycjom jak “I Don’t Want To Talk About It”, “Downtown Train” czy zadedykowane Christie McVee “I’d Rather Go Blind”. Rod Stewart nie ucieka także od pokazywania na koncercie swojego życia, gdzie przy “People Get Ready” dostaliśmy kącik miłości do Szkocji i Celticu Glasgow czy od stawiania po stronie Ukrainy, kiedy to podczas “Rhythm of My Heart” na telebimie mogliśmy obejrzeć zdjęcia z zaatakowanych przez Rosjan miast i na końcu wizerunek prezydenta Ukrainy – Wołodymyra Zełenskiego, co zostało nagrodzone przez polską publiczność gromkimi brawami.
Końcówka koncertu to już zabawa na całego z publicznością, która nie trzymała się już swoich krzesełek. “Baby Jane”, “Some Guys Have All the Luck czy zagrane na bis “Da Ya Think I’m Sexy?”. A całość zakończyło się “Sailing” podczas którego wspólnie odpłynęliśmy w klasyczne koncertowe szerokie wody. Z takim kapitanem mógłbym płynąć przez wszystkie muzyczne morza i oceany.
79-letni Rod Stewart udowodnił nam, że wiek, w przypadku koncertów, może nie mieć kompletnie znaczenia. Tym bardziej, że patrząc dookoła na dużo starszą ode mnie publiczność i widząc jak dobrze się bawi, tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że działa to w obie strony. Ciężko o bardziej lekki i przyjemny koncert niż to, co zaprezentował nam w Łodzi doświadczony Anglik. Klasa sama w sobie.
Autor: Grzegorz Słoka
Grzegorz Słoka