Ostatni powrót na święta – Chris Rea i jego koncerty w Polsce
„I’m driving home for Christmas
Oh, I can’t wait to see those faces…”
Wszyscy znamy otwierające słowa tej kojącej „samochodowej kolędy”, jak zwykł o niej mawiać jej autor Chris Rea, którego gitary, a już na pewno charakterystycznego głosu, nie da się pomylić. Niestety artysta, ze względów zdrowotnych, od wielu lat muzycznie milczał, ale pamięć o jego twórczości nie milknie, zwłaszcza w tym okresie. Bo „Driving Home For Christmas” jest utworem wyjątkowym, nie tylko dla samego, znanego głównie z bluesowych korzeni muzyka, ale i jego spokojna, nieefekciarska aura wybija się mocno na tle innych popularnych kawałków świątecznego czasu. Po prostu stara dobra szkoła pisania piosenek.
Jak wspomina sam Rea, kompozycja powstała wiele lat przed jej nagraniem, a jeszcze wcześniej przed swoim sukcesem. Jej korzenie sięgają 1978 roku. 27-letni wtedy gitarzysta musiał dostać się do swojego domu w Middlesbrough z Abbey Road Studios w Londynie. Chris był wówczas świeżo po wygaśnięciu kontraktu, a wytwórnia płytowa nie chciała zapłacić za jego bilet kolejowy. Podróż samochodem była wówczas tańsza, a więc by zaoszczędzić pieniądze, gitarzysta przemierzył ponad 200-kilometrową trasę ze swoją żoną w legendzie brytyjskiej motoryzacji – Austinie Mini. Inspiracja do napisania słów nowej piosenki pojawiła się, gdy utknęli po drodze w ogromnym korku, a z nieba zaczął padać śnieg. Rea zaczął przyglądać się innym kierowcom, którzy – jak wspominał – „wszyscy wyglądali na kompletnie nieszczęśliwych”.
„Żartobliwie zacząłem śpiewać: ‘Jedziemy do domu na Święta…’. A potem, za każdym razem, gdy światła uliczne wpadały do wnętrza samochodu, zacząłem zapisywać kolejne wersy”.
Utwór był może aż nazbyt prosty i oczywisty, może zmęczenie po podróży zrobiło też swoje, Rea odłożył go bowiem na półkę na kolejnych osiem lat. Piosenkarz i autor tekstów pierwotnie wydał ten świąteczny utwór dopiero w 1986 roku na stronie B singla „Hello Friend”. Bez większego powodzenia. Dwa lata później nagrał go ponownie z myślą o kompilacji „New Light Through Old Windows”. Z czasem ta delikatnie płynąca ballada nabrała kultowego statusu dzięki rozgłośniom radiowym, które rokrocznie przypominają ją w okolicach bożonarodzeniowego szaleństwa. Utwór w końcu przebił się do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych singli na brytyjskiej liście przebojów, ale dopiero w…2022 roku.
Jak wspomina brytyjski gitarzysta, początkowo napisał ją z myślą o Vanie Morrisonie (chodzi o artystę, nie samochód), a z opisaną w niej historią sam Rea niekoniecznie mógł się wtedy utożsamić: „To frustrująca piosenka, ale również pełna nadziei i pocieszenia. To zabawne, ponieważ właśnie wtedy, gdy ją pisałem, byłem pozbawiony prawa jazdy. Ale czułem się wtedy dobrze i ludzie mówią, że widać i słychać to w tym zaraźliwym, uspokajającym nastroju, gdy jej słuchają”.
Tego nie da się ukryć, utwór co roku towarzyszy milionom kierowców i słuchaczy na całym świecie, a jego uniwersalny charakter, tak jak i święta, wolny jest od wszelkich barier i ograniczeń. Jak wspomina jej autor to świąteczna opowieść, z którą nietrudno się utożsamić – sznur samochodów w drodze do bliskich na wspólne świętowanie. „Wszyscy w kraju robią to samo w tym samym czasie” – dodaje Chris, i to nie tylko w ojczyźnie muzyka, ale i pod każdą szerokością geograficzną.
Dziś, w dobie powszechnego streamingu utwór żyje już własnym życiem. W 2016 roku Rea przeszedł udar, który wywołał u artysty problemy z mową oraz ograniczoną sprawnością ruchową rąk i palców. Rok później wydał jednak kolejną płytę, wyruszył w krótką europejską trasę. 9 grudnia 2017 roku Chris zasłabł na scenie podczas występu w Oxfordzie. Został przewieziony do szpitala, jego stan się ustabilizował, zmuszony był jednak odwołać pozostałe koncerty tournée. Do dziś na scenę nie wrócił. I niestety już nie wróci.
Polski fanom pozostają liczne wspomnienia z dotychczasowych wizyt gitarzysty w naszym kraju. Mało kto wie i pamięta, że muzyk odwiedził nasz kraj jeszcze przed swoim wielkim sukcesem, w tym samym czasie, kiedy powstawał zaczyn pod „Drving Home for Christmas”. Pod koniec lat 70., najprawdopodobniej, idąc w ślad za relacjami „Kuriera Szczecińskiego” był to 1978 rok, Rea przyjechał do Szczecina w ramach współpracy kulturalnej między dzisiejszą stolicą Zachodniego Pomorza a jego rodzinnym miastem Middlesborough. W tamtych czasach istniały programy wymiany kulturalnej między miastami partnerskimi w Europie Zachodniej i w Polsce Ludowej – często zapraszano młodych artystów, zespoły i wykonawców do krótkich występów i spotkań z lokalną publicznością. Jedni piszą, że Rea był wtedy jeszcze członkiem lokalnej grupy Beautiful Lovers, która nie zaznaczyła się niczym wielkim na brytyjskim rynku, inni – w tym najbardziej wierne źródła z epoki – że wokalista był już po wydaniu swojego debiutanckiego krążka, na którym znalazł się jego pierwszy hit „Fool (If You Think It’s Over)”, od którego rozpoczęła się bogata kariera solowa brytyjskiego muzyka.
W Szczecinie „śpiewak”, jak pisała o nim lokalna prasa, uświetnił obchody miejscowych „Dni Cleveland” w ramach Jarmarku Jagiellońskiego w sierpniu ‘78. „Porcja głośnej, choć dość monotonnej, muzyki przyjęta została z aplauzem przez młodych” – rozpisywał się z entuzjazmem „Kurier”. Następnie „delegacja angielska” udała się na sceniczny podbój Kamienia Pomorskiego, gdzie wystąpiła w winiarni Zamkowa (pierwszy koncert o godz. 20) i Miodosytni „U Wyszaka” (drugi koncert o 22). Klimat trzeba przyznać iście sienkiewiczowski! „Jesteśmy oczarowani gościnnością szczecinian” – piał z nagłówków „Kurier” po zakończeniu święta brytyjskiej muzyki, a swoją pierwszą wizytę w Polsce Rea ciepło wspominał, gdy już powrócił do nas jako wielka gwiazda – jako jeden z pierwszych wystąpił nad Wisłą po upadku „żelaznej kurtyny”.
20 października 1991 roku gitarzysta zagrał w katowickim Spodku. O tym z kolei pisał Tygodnik Ziemi Jarocińskiej z 18 października 1996 roku: „W 1991 roku podczas drugiego pobytu w Polsce, na jedynym koncercie w katowickim „Spodku” pokazał się z najlepszej strony: nie i narzucającym się stylem bycia nacechowanym prostotą i pogodą”. W późniejszych latach Rea wystąpił u nas m.in. na sopockim festiwalu w 1998 roku, a także w stołecznej Sali Kongresowej w 2002 i 2006 roku, kiedy to zmagając się z rakiem trzustki miał kończyć karierę. Wracał jednak do Warszawy jeszcze w 2008, 2010 i 2012 roku. Trzynaście lat temu, 5 lutego 2012 roku również w warszawskiej Kongresowej dał swój ostatni polski koncert.
Autor: Kuba Banaszewski
Źródła: „Ludzie Chrisa – piosenki Chrisa Rea w tłumaczeniach Szymona Bobuchowskiego” (Facebook)
Tygodnik Ziemi Jarocińskiej, Nr 42 (316) z dn. 18 października 1996 roku, ISSN 1230-851X