Koncerty a polityka

Bob Dylan, największy z muzycznych bardów, w utworze „Political World” przekazuje: „We live in a political world, where mercy walks the plank”.
Muzyka jest nośnikiem emocji, ale muzycy mogą też przekazywać swoje poglądy. Czasem trudno oddzielić wydarzenia takie jak koncerty od kontekstu społeczno-politycznego, szczególnie jeśli artyści wyrażają swoje zdanie na temat bieżących wydarzeń.
W 1992 roku Sinéad O’Connor podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II podczas Saturday Night Live. Protestowała w ten sposób przeciwko milczeniu Kościoła w sprawie nadużyć seksualnych wobec dzieci. Jej gest odbił się szerokim echem – od zachwytów nad jej odwagą po otwarte potępienie i zawodowe wykluczenie. Rage Against the Machine wystąpił w centrum Wall Street, protestując przeciwko kapitalizmowi.
Neil Young, który konsekwentnie wyraża swoje poglądy polityczne, jest tego najlepszym przykładem. Utwór „Rockin’ in the Free World” stał się hymnem sprzeciwu wobec polityki rządu USA, a w ostatnich latach Young jawnie krytykuje politykę Donalda Trumpa. Między innymi sprzeciwił się użyciu utworu w kampanii wyborczej prezydenta. Zapewne miliony Amerykanów wyśpiewują “Born in the USA” Bruce’a Springsteena nie mając świadomości prawdziwego kontekstu tego utworu.
Zaangażowaną postawę przyjął Pearl Jam, który od lat włącza się w debatę na temat ochrony środowiska, praw człowieka czy demokracji. Billie Eilish, Kendrick Lamar czy Megan Thee Stallion otwarcie angażują się w dyskusje o kryzysie klimatycznym, systemowym rasizmie i nierównościach społecznych.
W Polsce także mieliśmy przypadki, gdy artyści wykorzystywali scenę jako platformę do wyrażania swoich poglądów. Kult i Kazik Staszewski wielokrotnie komentowali sytuację polityczną w kraju. W 2020 roku utwór „Twój ból jest lepszy niż mój” stał się symbolem sprzeciwu wobec rządzących. Z kolei Maria Peszek i Zbigniew Hołdys otwarcie angażowali się w obronę praw obywatelskich i demokratycznych wartości.
Po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę w 2022 roku, wielu artystów, w tym Green Day, Iron Maiden czy Imagine Dragons, odwołało swoje koncerty w Rosji na znak protestu. Zresztą Green Day podczas ostatnich występów również skrytykował politykę USA. Billie Joe Armstrong zmienił tekst „Jesus of Suburbia” na „Am I retarded or am I just JD Vance?”.
Jeśli jesteśmy już przy artystach zmieniających teksty utworów, to nie można nie wspomnieć o tym, że Jack White, przedrzeźniając Elona Muska, zmienił wers w „Corporation” na: „I was thinking about becoming an oligarch, who’s with me?”, oraz „I was thinking about taking government subsidies and starting my own electric car company. Who’s with me?”.
Limp Bizkit, z Fredem Durstem na czele, od lat cieszy się ogromną popularnością w Rosji. W 2015 roku lider zespołu publicznie poparł aneksję Krymu przez Rosję, co spotkało się z niezwykle ostrą krytyką ze strony społeczności międzynarodowej. Kilka dni temu na naszym profilu pojawiła się wzmianka o koncercie Limp Bizkit w Łodzi. Wywołała gorące dyskusje, a przecież post pojawił się w oderwaniu od jakiejkolwiek rzeczywistości politycznej.
W 2023 roku Roger Waters, były lider Pink Floyd, wywołał kontrowersje swoimi wystąpieniami, w których krytykował Zachód za postawę wobec Rosji i Ukrainy, co spotkało się z podziałem nawet wśród jego fanów. Decyzję o odwołaniu jego koncertów jako KwP uznaliśmy za słuszną.
Artyści muszą być świadomi, że ich działalność nie istnieje w próżni – a publiczność coraz częściej oczekuje od nich nie tylko muzyki, ale i jasnego stanowiska. Na wczorajszym koncercie Skunk Anansie w Warszawie zaangażowana od lat wokalistka Skin ze sceny jawnie sprzeciwiła się ostatnim działaniom możnych tego świata, ze szczególnym uwzględnieniem prezydenta USA, którego otwarcie nazwała „dumbest shit”.
Tłumaczenie jest zbędne, a kto nie od dziś śledzi poczynania brytyjskiej formacji z pewnością nie był zdziwiony otwartym apelem liderki, nawołującej do wspólnego sprzeciwu wobec faszystowskim zagrywkom, podkreślając tym samym, że wszyscy zasługują na prawo do życia i głosu, bez względu na kolor skóry, wyznanie czy orientację. Po czym odśpiewała płomienne i symboliczne „God Loves Only You”.
W Ukrainie, którą – przypomnijmy po raz setny – zbrodniczo napadła Rosja, nie zapadł jeszcze rozejm, a już jakiś zespół, zapewne mamiony grubym hajsem, postanowił zagrać tam trasę. Obrzydliwe.
CELESTE usunął post o trasie w Rosji, bo w komentarzach zgotowano im piekło. Możliwe, że pojawią się kolejne zespoły, które będą przekonywały, że Rosja jest fajnym miejscem do zagrania koncertu. Cóż, w przypadku amerykańskich kapel można powiedzieć, że przykład idzie z samej góry…
Autor: Michał Koch