Inside Seaside 2024 – relacja

inside seaside 2024 idles

Inside Seaside – Gdańsk, AmberExpo (9-10.11.2024r.)

Nie mogę już doczekać się kolejnego listopada, czyli o Inside Seaside 2024

Już drugi rok z rzędu mamy na co czekać pod koniec roku i to dzięki jednej, już śmiało możemy to stwierdzić, świetnej inicjatywie, a listopad już chyba na stałe będzie nam się kojarzył z Inside Seaside, a wystarczyły do tego tylko dwie edycje. O tym, czy festiwal w zamkniętej przestrzeni może się w ogóle udać, dyskutowaliśmy przy okazji pierwszej edycji rok temu, a teraz możemy tylko pytać: czy tu się w ogóle kończy potencjał?
W 2024 roku w gdańskich hal targowych AmberExpo bawiło się około 18 tysięcy osób, co jest wzrostem aż o 50% względem poprzedniej edycji i co było nieco czuć poruszając się między trzema festiwalowymi scenami, ale nie aż tak bardzo jak mogłoby się wydawać przy tak dużym wzroście. Można więc śmiało ogłosić zarówno organizacyjny jak i komercyjny sukces Inside Seaside organizowanego przez weteranów z agencji LIVE oraz napędzanej Patronami redakcji Radia 357. Dodajmy do tego świetnie wypełnioną przestrzeń, z chyba najmniejszymi odległościami między scenami jakie moglibyśmy sobie wyobrazić na festiwalowym terenie, liczne atrakcje oraz dużo miejsca w strefach gastro i możemy zapomnieć o jakichkolwiek problemach, ale też o jakiejkolwiek chwili wytchnienia, bo aż szkoda było tam usiąść nawet na chwilę nie korzystając jednocześnie z dobra inwentarzu Inside Seaside.

A co z festiwalowym line-upem?

My byliśmy kupieni składem tego wydarzenia praktycznie od samego początku ogłoszeń. Idles, RY X, Black Pumas, The Last Dinner Party, Kevin Morby – to tylko pierwsze ogłoszenia, a my już mogliśmy ze stuprocentową pewnością organizować kolejny wyjazd do Trójmiasta. Dorzućmy do tego uwielbianych w Polsce Warhaus, autorów jednego z najlepszych debiutów tego roku Sprints oraz liczną reprezentację czołówki polskiej sceny z Hanią Rani czy Arturem Rojkiem na czele i mamy gotowy przepis na udany festiwal. Swoją drogą to indie rockowe zacięcie przywodzi na myśl najlepsze lata Open’era z poprzedniej dekady, kiedy to muzyka gitarowa była tym motorem napędowym budowania line-upu, a na scenach gościli artyści i artystki, których nazwy wprawiały w ekscytacje każdego fana szeroko pojętej alternatywy. Ale to nie o festiwalu odbywającym się w sąsiadującej Gdyni jest to tekst. Dobra, ruszamy pod scenę.

inside seaside 2024 idles 2

Idles na Inside Seaside – 9.11.2024r.

Wielcy Idles, barokowa zagadka i napięty terminarz – pierwszy dzień Inside Seaside 2024

Ten festiwal należał do Idles i nikt mnie nie przekona, że było inaczej. Oni weszli na scenę i sprawili, że całe Trójmiasto zastanawiało się czy wzmożone fale w Bałtyku to na pewno skutek działania Księżyca czy może właśnie na scenę nie wyszli czołowi przedstawiciele postpunku ostatnich lat. Piękna katastrofa, z której wszyscy wyszliśmy cali, pewnie z lekkimi zadrapaniami, ale szczęśliwi i z uśmiechem na twarzy. I nie zrozumcie mnie źle, to było zaplanowane zderzenie czołowe. Beztroska zabawa ubrana w surowowość, która pokazała, że bezpośredni przekaz często jest tym najmocniejszym, a potęga tkwi w nastawieniu. 

Idles do perfekcji opanowali sztukę tworzenia kontrolowanego chaosu, gdzie na pierwszy rzut oka wszystko się wali, ale potem zdajesz sobie sprawę, że to muzycy wiedzieli kiedy nas pachnąc w odchłań koncertowego huraganu, tak jak zrobił to Joe od raz inicjując ścianę, która pokazała publiczności, że tu będzie rządzić punk-rock i lipy tu nie będzie czy Lee z Markiem, którzy kilkukrotnie schodzili do nas ze sceny, rozkręcając młyn jeszcze bardziej. 

A kiedy po kilku kawałkach myślisz sobie, że no nie, oni nie mogą jeszcze bardziej podbić tej atmosfery, to właśnie to się dzieje. Czy wiecie, że „Gdańsk bez G i K brzmi jak DANCE”? Jeśli nie, to Talbot nie tylko uświadomił nas o tym werbalnie, ale pokazało to też kilka tysięcy bawiących się przy Gdańsk Stage fanów.

Coś pięknego. W kategorii rozpierducha top topów. Jeden z najlepszych koncertów tego roku.

inside seaside 2024 sprints

Sprints na Inside Seaside – 9.11.2024r.

Na wielkie wyróżnienie zasługują także debiutanci ze Sprints, których wydane w styczniu “Letter to Self” praktycznie nie opuszcza moich słuchawek przez cały 2024 rok. Ciężko z resztą znaleźć obecnie tak świeżo brzmiący zespół w kategorii “gitarowa moc i grunge’owy brud”. I tak, jestem świadomy tego, że ciężko nazwać coś “świeżym”, kiedy tak mocno odnosi się do przebojowej alternatywy z lat 90., ale czuć przy tym zespole niezwykłą iskrę, co potwierdzili zresztą na UP-Stage. Znane patenty z najlepszych gitarowych zespołów zabrzmiały tutaj jak klasyki, a łapiąca wiatr w żagle liderka zespołu Karla Chubb pozwalała sobie na coraz więcej, kończąc koncert już wśród publiczności.

Równie mocno wyczekiwaną przez nas ekipą było The Last Dinner Party, które szturmem wbiły się w mainstream swoją barokową odmianą pop rocka. Zespoły na początku swojej drogi często szukają własnej tożsamości i testują kolejne koncertowe pomysły, stopniowo przesuwając granice tego ile można na scenie pokazać. W przypadku dziewczyn z TLDP nie ma mowy o jakimkolwiek strachu. Malownicza oprawa wraz z podestem i kolumnami świetnie współgrała z outfitami dziewczyn nawiązującymi do dawnych lat przepychu. Jest tu pomysł na wizerunek, na muzykę, na koncerty i na siebie. Teatralne oblicze zespołu mieszało się ze zwinnością otuloną delikatnością i rockowym pazurem. I tutaj pojawiają się pewne wątpliwości, czy jest to aby szczere i autentyczne. Ja zostałem kupiony w całości, ale poniekąd jestem w stanie zrozumieć oskarżenia o sztuczne intencje w wykalkulowanym na skuces projekcie. Cóż, zawsze na końcu możemy ich słuchać jakby nic innego nie miało znaczenia.

inside seaside 2024 the last dinner party

The Last Dinner Party na Inside Seaside – 9.11.2024r.

Czy wspominałem już o niezwykle napchanym line-upie? Chyba najbardziej mogą narzekać fani talentu Kevina Morby’ego, który występował między The Last Dinner Party, a główną gwiazdą tego wieczoru w postaci Idles i w części pokrywał się wręcz z punkowcami. Kevin Morby, który czerpie najwięcej z amerykańskich songwriterów pokroju Younga i Petty’ego, oferował nam bardziej alternatywną formę klasycznego folku, gdzie mieszało się to z tak ukochanym przez nas indie rockiem. Szkoda było wychodzić przed końcem, ale to ekipa Jor Talbota była dla nas tutaj priorytetem. Morby – jeszcze cię dorwę.

Warto jeszcze wspomnieć o klimatycznym koncercie RY X, który próbował zaczarować nas swoją wersją intymnego folku, ale zanurzonego w elektronice szukającej głębi w powolniejszych i zaglądających bardziej do głowy dzwiękach. Niestety w tym przypadku sypialniana wersja indie nie przeniosła mnie w okolice gwieździstego nieba, a raczej tylko trochę wprowadziła nastrój ulotnego lata.

Jak zaprezentowała się tego dnia polska reprezentacja? Rusted Teeth pokazali, że Polacy też potrafią grać amerykańską odmianę zadziornego pop punku, Skubas wyciągnął na stół wszystkie pokłady energii, a Artur Rojek przypomniał, że choć utwory z solowej twórczości wchodzą powoli do grupy klasyków, to dalej jeszcze im daleko do “Dla Ciebie” czy do “Długości dźwięku samotności”.

inside seaside 2024 black pumas

Black Pumas na Inside Seaside – 10.11.2024r.

Bezzębne pumy, walczący Warhaus i magiczna Hania, czyli o drugim dniu Inside Seaside 2024

Pierwszy dzień festiwalu swoim natężeniem dobroci nie dał nam nawet chwili na wytchnienie będąc dla nas krainą nieco nieznaną, ponieważ prawie każdy z koncertów wiązał się z ekscytacją i miał być dla nas większą lub mniejszą niewiadomą. W przypadku drugiego dnia pojawiło się więcej obszarów muzycznych, które udało nam się wcześniej poznać, a mniej zaskoczeń. Czy niedziela była w stanie dorównać tak dobrej sobocie i czy główny koncert tego dnia był tak samo niesamowity?

Black Pumas chcieliśmy zobaczyć już od kilku lat, a w zasadzie od usłyszenia ich debiutu, który mimo czerpania garściami z tego co już znamy w bluesie, r&b, rocku i soulu, dawał nam pewną jakość, której brakowało po tej części gitarowego podwórka. Następca wydanego w 2023 roku, cztery lata od pierwszego albumu, “Chronicles of a Diamond” już tak nie porwał, ale nasze oczekiwania dalej były spore.

Zacznijmy trochę od podsumowania – na pierwszy rzut oka prawie wszystko tu zagrało. Było tu dużo radości, tak kompletnie innej niż w przypadku Idles, bo na plakacie tej kampanii widniał szczery uśmiech lidera zespołu, Erica Burtona, a pod nim hasło zachęcające do miłości muzyki i wzajemnego szacunku, którego tak często brakuje w naszym codziennym życiu. I na pewno nie sposób się oderwać od frontmena Black Pumas. Wszedł na scenę tak, jakby był to ich setny koncert w tym miejscu, a nie debiut na polskiej ziemi, ale nie martwcie się, nie było to rutynowe przedstawienie, bo Burton dwoił się i troił, aby nas tym koncertem sobą zainteresować. A nie musiał się bać o wsparcie, bo Pumy grały tak, że ktoś mógłby pomyśleć, że mają za sobą już dwie dekady grania, a nie kilka lat. Być może była to nawet najlepiej grająca ekipa tego festiwalu. 

Często wydłużone kompozycje o większej mocy ciągnęły nas za ucho, a frontmen wyciągał z publiczność kolejne pokłady entuzjazmu. I jeśli ten trik działał przez pierwsze 30-40 minut koncertu to z czasem jednak powtarzany zbyt często zaczynał odciągać uwagę od kompozycji. Wiecie, że uwielbiamy charyzmatycznych liderów, którzy potrafią porwać nas swoją osobowością, ale tutaj chyba nie zostaliśmy kupieni takim sposobem budowania wspólnoty, do której ktoś nas chyba próbował zbyt nachalnie zaprosić. Gospelowe podejście do kazań pastora Burtona, mogło trochę przytłoczyć. A może po prostu zabrakło jakiegoś przełamania, mocniejszego strzału, a były momenty kiedy zespół potrafił nieco bardziej przykręcić śrubę, więc wiemy, że potrafią. I nie chodzi tutaj o zmianę tej bluesowo-solowej natury Black Pumas, bo te klocki potrafią układać perfekcyjnie, a być może o więcej nieoczywistości w tej, tak dobrze sklejonej mieszance.

Był to poprawny koncert, być może nawet dobry, ale my raczej nie staniemy z folderami na ulicy, by promować to wyznanie Świętych Pum. Natomiast zaproszenie ich do Polski na pewno było dobrym pomysłem, który po latach będzie się bronił. 

 

inside seaside 2024 warhaus

Warhaus na Inside Seaside – 10.11.2024r.

Przypadek Warhaus pokazuje jak nieprzewidywalni są koncertowi bogowie. Belgowie, którzy zakończyli tegoroczną trasę kilkadziesiąt dni przed Inside Seaside postanowili dołączyć do świetnego line-upu imprezy i zebrać się na jeszcze jeden, ostatni koncert w tym roku i aż trzeci w naszym kraju w 2024 roku. I zaczęło się to wszystko bardzo dobrze. Maartena Devoldere rozpoczął ten występ tak jakby dalej byli w koncertowym gazie, ale kolejne utwory zostały naznaczone przez problemy techniczne, które nie pozwalały muzykom na swobodne granie przez niemalże pół godziny. A szkoda, bo jak tylko zespołowi udało się wrócić na stuprocentowej sprawności sprzętu i wejść z powrotem do koncertowego rytmu to otrzymaliśmy dokładnie to, za co możemy kochać nie tylko Warhaus, ale też uwielbianych w Polsce Balthazar. Mieszanka ciepła i sensualności połączonej z nieprzewidywalną drapieżnością, gdzie lider zespołu najpierw czaruje i wabi nas swoim niskim głosem, aby mając nas już w swoich sidłach przetrząsnąć i zostawić w nieoczywistym uniesieniu. Kolejna okazja na zobaczenie zespołu już w marcu w Warszawie. 

Kolejna dawka magii, tak dobrze zaplanowanej i wyegzekwowanej, to sprawka Hani Rani, która w ostatnich latach wyrasta nam na czołową reprezentantkę polskiej wrażliwości, nie tylko w Europie, ale już na całym świecie. Jeśli Maarten Devoldere potrafił uwieść publiczność to Hania swoją muzyką musi rzucać na publiczność pewnego rodzaju zaklęcia, bo ciężko nam znaleźć w pamięci inne przypadki tego rodzaju kolektywnego skupienia, który swoją ciszą działałby tak samo jak nieustanna owacja w kierunku sceny. Widzieliśmy to już na OFF Festivalu w 2023 roku, mogliśmy przeżyć to ponownie. Starannie budowane kompozycje otulają, wodzą za nos i otwierają kolejne drzwi do muzycznej wrażliwości. Osamotniona na scenie Hania Rani zdaje się znikać i za pomocą kolejnych uderzeń w klawisze rozprzestrzeniać aurę tajemniczości, która mimo swojej delikatności, potrafi ekscytować. W pojedynku na klimatyczne uniesienia, polska artystka naszym zdaniem wygrywa nie tylko z sobotnim koncertem RY X, ale też z idolem Hani, Nilsem Frahmem, którego mogliśmy zobaczyć na poprzedniej edycji. “Polska gurom”.

inside seaside 2024 hania rani

Hania Rani na Inside Seaside – 10.11.2024r.

Było uwodzicielsko, było klimatycznie, było jak na spotkaniu religijnym to czas jeszcze na zabawę. A mieli o to zadbać Kerala Dust oraz Dadi Freyr. Ci pierwsi grając ostatni koncert drugiej edycji Inside Seaside próbowali hipnotyzować nas elektronicznymi dźwiękami, które miały wprowadzić publiczność w taneczny trans, w który wprowadzić miał nas pełnoprawny zespół, który dodawał do tego muzycznego zestawu także elementy rocka czy bluesa tworząc dość unikalną mieszankę. Łagodne bity dawały przestrzeń do bujania, a niski wokal hipnotyzował. Wydaje się, że był to idealny wybór na koniec festiwalu, kiedy to ostatni głodni wrażeń festiwalowicze mogli złapać jeszcze trochę zabawy. Zupełnie inne podejście do koncertowej rozrywki dał nam Dadi Freyr stawiający na bardziej bezpośrednie warianty, gdzie również rock mieszał się z elektroniką, ale już nie w tak sensualny sposób jak robili to Kerala Dust, dokładając do tej mieszanki dużo więcej humoru i mniej wyrafinowanych patentów.

Początek dnia to nastoletni przedstawiciele rockowego grania w postaci Sad Smiles, których zdecydowanie warto obserwować, bo mamy tu potencjał na dobre granie, próbujący pomalować świat wszelkimi możliwymi muzycznymi barwami Klawo, mroczna i coraz bardziej skuteczna w budowaniu gęstej poprockowej atmosfery Kasia Lins, Daria Ze Śląska brzmiąca z koncertu na koncert na bardziej pewną siebie songwriterkę oraz Vito Bambino, którego w Gdańsku zgubił gdzieś charakteryzujący go entuzjazm, przechodząc trochę obok tego występu, w szczególności w początkowej fazie koncertu.

inside seaside 2024 ekipa koncerty w polsce

KwP na Inside Seaside 2024

Inside Seaside zrobił coś, czego zdecydowanie nam brakowało, chociaż jeszcze kilkanaście miesięcy temu nawet o tym nie widzieliśmy. Hale AmberExpo budują świetny klimat dając organizatorom dużo możliwości niezakłóconych martwieniem się o pogodę, a jesienny termin otwiera zupełnie nowe i unikalne na naszym podwórku sposobności na zbudowanie line-upu, który w klasycznym, wakacyjnym festiwalowym anturażu mógłby być ciężki lub wręcz niemożliwy do skomponowania. Tegoroczna edycja zostanie z nami z pewnością dzięki dzikiemu i szalonemu koncertowi Idles, nieoczywistej aurze tak dobrze skrojonego projektu jakim jest The Last Dinner Party, świeżości w graniu tak świetnie nam znanych gitarowych motywów przez Sprints, magicznemu odpłynięciu w kosmiczne wiry wrażliwości z Hanią Rani, ale też dzięki niepełnemu przejściu przez sensualną podróż z Warhaus oraz duszpasterskiej, chyba nieco zbyt nachalnej, misji teksańskich Black Pumas.

Co by się nie działo – już nie możemy doczekać się kolejnego listopada.

 

Autor: Grzesiek Słoka

inside seaside 2024 ekipa koncerty w polsce (2)

Grzesiek, Michu i Kuba na Inside Seaside 2024

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!