David Bowie i jego odwołany koncert w Polsce (1997)

david bowie w polsce gdańsk stadion lechii 1997
Plakat promujący koncert Bowiego w Gdańsku (1997)

Czekaj, czekaj – to Bowie miał grać w Polsce?!

„Człowiek, który spadł na ziemię. Koncert, którego nigdy nie było”
Gdzie był w 1997 roku David Bowie? Chciałoby się rzec, że na pewno nie w Polsce, lecz na pewno też w bardzo ciekawym momencie swojej kariery – po latach wydawałoby się przeoczonym, niezauważonym, niedocenionym. Przede wszystkim przez polskich fanów, bo to właśnie wtedy koło nosa przeszła nam jedyna okazja, by zobaczyć koncert Davida w naszym kraju.

Szczyt popularności Bowiego w ejtisach

„Do you remember a guy that’s been, in such an early song?”
Choć kultowe i hitowe „Let’s Dance” z 1983 roku jest dziś uznawane za najlepszy przykład pożenienia chwytliwego ejtisowego popu i rockowej zadziarności, tak pozostała część tej dekady była dla Bowiego mocno wątpliwa jakościowo i pełna przypadków, a ostatnia w latach 80. trasa koncertowa „Glass Spider”, choć przyniosła oczekiwany sukces, ocierała się już o kicz i autoparodię. Były oczywiście też blaski tej „ery Phila Collinsa”, jak z ironią David zwykł nazywać ten czas – duety z Tiną Turner, Mickiem Jaggerem czy Patem Metheny’m, Live Aid, przepiękne „Absolute Beginners” czy ikoniczny dziś „Labirynt” – lecz nie tylko najwięksi fani artysty mogli zauważyć, że odstają one dość mocno w portfolio artysty od złotego okresu poprzedniej dekady.
 
Można by rzec: ileż można dyktować warunki, zmieniać mody, wyznaczać trendy i iść pod prąd. Lata 80. zdawały się być w karierze Bowiego potrzebnym oddechem, otwarciem okna w dusznym pokoju własnej kreatywności, nabraniem dystansu, w końcu też trafieniem pod strzechy, bo bez wątpienia był to najbardziej kasowy i masowy muzyczny rozdział jego kariery. Szybko jednak sam Bowie zdawał się znudzić byciem wypełniającą stadiony super gwiazdą pop, bo jeszcze nim dekada dobiegła końca, zamienił on wymyślne przebrania na skórę i ćwieki i powołał do życia mocno gitarowy i krótkotrwały projekt Tin Machine (noisowy charakter stylu grupy zwiastował mający za moment nadejść grunge?). Efemeryczność grupy dobiły niestety mieszane recenzje i porażka na listach, a były to przecież czasy gigantycznych nakładów płytowych, a szał na gitarowe brzmienia rodził się na nowo.
 
„You love bands when they’re playing hard
You want more and you want it fast”
 
david bowie w latach 90tych
David Bowie w latach dziewięćdziesiątych

Lata 90 – czy to najgrosza dekada w karierze Bowiego?

Tutaj David chybił, jednak nie przestawał próbować i w piątej dekadzie swojego życia zmieniał się równie często co w najbardziej płodnych latach. Niestety z różnym skutkiem, bo środkowy okres jego kariery, choć nie naznaczony twórczym kryzysem wieku średniego, był prawdziwą sinusoidą stylów i wpływów oraz próbą udowodnienia, że są różne prądy i fale, no i jest też David Bowie.
Na dość nierównym „Black Tie White Noise”, gdzie znalazły się zarówno covery, jak i utwory instrumentalne, jako świeżo upieczony mąż szukał nowego miejsca w życiu i muzycznych stylów, które oddadzą jego rodzinny spokój duszy. Romansował z elektroniką, jazzem a nawet hip-hopem. Był też telewizyjny eksperyment z „The Buddha of Suburbia” oraz niedokończony nigdy cykl ponownej współpracy z Brianem Eno, zapoczątkowany świetnym i niesłusznie pomijanym albumem „Outside”, jednym z najbardziej ciekawych w dyskografii. Zwrot w stronę bardziej niepokojących i industrialnych brzmień był jednocześnie ukłonem w stronę rosnących w siłę Nine Inch Nailes oraz postaci Trenta Reznora, z których David czerpał garściami i przesiąkał klimatem tej muzyki. I być może dla wielu, nawet najwierniejszych fanów mistrza, kolejny „trudny” i „niewygodny” album był już bardziej błądzeniem po omacku uznanego artysty niż znalezieniem kolejnego gniazda, w którym Bowie zdawał się rozgościć na dłużej.

To co z tym koncertem w Polsce Bowiego?

„All the young dudes, yeah, carry the news”
8 stycznia 1997 roku Bowie świętował swoje 50. urodziny. W doskonałej formie, na doskonałym koncercie w Madison Square Garden, z doskonałymi gośćmi. Premierowe kompozycje zwiastujące nowy krążek były transowe, pokręcone, ale i melodyjne, z przebojowym zacięciem. Za to dobrze znane klasyki nabrały w nowych aranżacjach mocy i gatunkowego ciężaru. Jungle, industrial, podszyty gitarami drum’n’bass? Taki był dwudziesty pierwszy album Bowiego „Earthling”, który ukazał się już 3 lutego.
Wraz z pierwszymi od lat, umiarkowanymi, acz elektryzującymi przebojami („Little Wonder”, „I’m Afraid of Americans”), Bowie powrócił do łask, zarówno fanów, jak i krytyków. W czerwcu 1997 roku wyruszył również w trasę promującą album, która rozpoczęła się tam, gdzie i jego głębokie, twórcze ekploracje w przeszłości – u naszych zachodnich sąsiadów. Świętujący swój jubileusz Bowie miał uświetnić jeszcze jedną rocznicę – 1000-lecia miasta Gdańska i po raz pierwszy wystąpić w Polsce. Mając w pamięci jego kultowe wizyty przejazdem koleją transsyberyjską w latach 70., które zaowocowały jedną z najbardziej dojmujących kompozycji w karierze („Warszawa” z genialnego albumu „Low”), mogła to być też wyjątkowa okazja, by odwdzięczyć się polskiej publiczności w końcu w pełnym wymiarze.

„Little wonder then, little wonder
You little wonder, little wonder you”
 
david bowie w polsce gdańsk stadion lechii 1997 zapowiedź w gazecie
Zapowiedź w prasie koncertu Bowiego w Gdańsku

Koncert zaplanowano na 27 lipca na gdańskim stadionie Lechii, który pomieścić mógł ok. 25 tysięcy fanów, a dla polskich fanów przygotowano 15 tysięcy wejściówek. Poza Bowiem tego dnia wystąpić mieli m.in. brytyjska grupa Republica (nie mylić z zespołem Grzegorza Ciechowskiego) oraz O.N.A. Problem jednak w tym, że jak donosi miejska legenda – wejściówek sprzedano tylko około tysiąca, a koncert oraz całe wydarzenie pod nazwą „Jan III Sobieski Gdańsk 1000 Wat Festiwal” zostało odwołane.

david bowie w polsce gdańsk stadion lechii 1997 gazeta o odwołanym koncercie
Informacja prasowa o odwołanym koncercie Bowiego w Polsce
W letnim numerze „Dziennika Bałtyckiego” sprzed 27 lat rzeczniczka prasowa sponsora imprezy tak tłumaczyła odwołanie koncertu: „Zainteresowanie imprezą było bardzo niskie. Do tej pory sprzedaliśmy zaledwie tysiąc biletów”. Dodała również, że w natłoku imprez milenijnych koncert Bowiego nie okazał się aż tak dużą atrakcją. Wcześniej podobny problem dotknął również trójmiejski koncert Jean Michael Jarre’a, który także się nie odbył.Dodatkowo organizatorom nie pomógł panujący w całej Polsce żałobny nastrój po powodzi tysiąclecia oraz zbliżający się wielkimi krokami i zdecydowanie bardziej oczekiwany debiut U2 na polskiej ziemi. Po fakcie, jedni mówili, że bilety były za drogie, drudzy, że trudno było je zdobyć. Obwiniano też organizatora, że koncert nie był wystarczająco promowany. Jaka była prawda?

Ceny biletów na gdański koncert Davida Bowiego

Tak prezentowały się ceny biletów: do końca czerwca 1997 roku bilety dostępne były w sprzedaży w cenie 42,50 zł, od początku lipca kosztowały 47,50 zł, a w dniu koncertu cena miała wynosić 50 zł. Wejściówki VIP można było nabyć za 200 złotych, z czego 50% miało trafić na cele charytatywne. Przeciętne wynagrodzenie miesięczne w 1997 r. wynosiło 1.061,93 zł, a w drugim półroczu 1997 r. 1.131,14 zł. 
Trzeba też pamiętać, że Polska raczkowała dopiero na wolnym muzycznym rynku, co jednocześnie tłumaczy całą sprawę, jak i dziwi, wszak każda wizyta zagranicznej gwiazdy traktowana była jak święto. O egzotyce tego czasu niech poświadczy też fakt, iż bilety na koncert zdobyć można było „w kasach Orbisu i Bartu, sklepach Cepelii, optycznych i fotograficznych”. 

Dlaczego to się nie udało?

Głównym czynnikiem, który zaprzepaścił szansę na pierwszy i jedyny jak dziś wiemy koncert Davida Bowiego w Polsce była chyba jednak przede wszystkim słaba pozycja gwiazdora w naszym kraju w tamtym czasie. Podobne problem spotkał rok wcześniej grupę KISS, której koncert również odwołano. Barwna, niełatwa i często wymagająca wielkiej wierności, bo mocno dezorientująca i wystawiająca na próbę, muzyczna droga Bowiego nigdy nie znalazła nad Wisłą tylu zwolenników i słuchaczy, zarówno w czasie swojej największej chwały, jak i tym bardziej w okresie mało rockowych prób. Dziennikarze i krytyka, tak wpływowi przecież w tamtym czasie dla milionów słuchaczy w naszym kraju, też zdawali się wiele dokonań Bowiego omijać, ograniczać jego twórczość do paru największych przebojów, bądź po prostu grać coś innego. 
David Bowie - "Earthling"
Tak o płycie „Earthling” na łamach Machiny pisał w 1997 roku, ten co się na muzyce zna, czyli Grzegorz Brzozowicz: „Ziemianin łączy najnowsze, taneczne brzmienia klubowej sceny brytyjskiej z tradycyjnym rock’n’rollowym podkładem. Jest to melanż, który – obawiam się – nie zachwyci miłośników żadnego z gatunków”. Mistrz muzycznych zagadek wielokrotnie zaskakiwał swoich odbiorców, jednak chyba nie spodziewał się, że to właśnie polska publiczność, której wcześniej kłaniał się na swoich albumach, tak zagra mu na nosie.”And the stars look very different today…”Nie wiem ile koncertów Davida Bowiego zostało odwołanych z powodu braku zainteresowania, jednak w przypadku tak frapującego i onirycznego artysty tego pokroju, podejrzewam, że niewiele. Polscy fani wiele lat później odkupili swe winy i pokochali twórczość brytyjskiej ikony, taką jaka jest. Niestety stało się to dopiero jak zniknął z tego świata na zawsze.
 
Autor: Kuba Banaszewski

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!