O polskich headlinerach na największych festiwalach

taco hemingway bittersweet festival 2025 foto hubert grygielewicz
Foto - materiały prasowe festiwalu BitterSweet Festival / Hubert Grygielewicz

Polscy artyści to nieodłączny element większości naszych rodzimych festiwali i nie ma co się dziwić, bo raczej ciężej i drożej byłoby stworzyć taki line-up, który by ich nie zawierał. Często mówi się w ich kontekście o wypełniaczach, chociaż patrząc na frekwencję podczas ich występów, w wielu przypadkach bardzo łatwo można podważyć zasadność takiego nazewnictwa. Jeśli spojrzymy na to, ile ludzi, w porównaniu do niektórych zagranicznych artystów na tych samych scenach, było na Podsiadle czy Zawiałow na Open’erze, sanah na Feście, Rojku czy Sochackiej na Inside Seaside lub teraz na Bedoesie czy Taco na BitterSweet, to można się zastanawiać czy uczestnicy takich wydarzeń nie wolą bardziej komfortowych wyborów, czyli tego, co po prostu dobrze znają. I też nie ma w tym nic złego, nie każdy musi mieć w sobie potrzebę odkrywania i testowania nowych, mniej znanych dźwięków lub po prostu mniej lubuje się w proponowanych w line-upie brzmieniach. Mówimy też o artystach i artystkach, które potrafią podczas jednej trasy sprzedać kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy wejściówek, wyprzedając wszystkie zaplanowane hale czy stadiony.

Jednak dalej mówimy tu o festiwalach, które bardzo często mają możliwości sprowadzenia gwiazd, które rzadko, a czasem i wcale nie grają solowych koncertów w Polsce i ich obecność na Open’erze, Mysticu czy OFFie, to też jedyna szansa na złapanie ich u nas. Dlatego tak cieszymy się mogą zobaczyć u nas po 11 latach Nine Inch Nails, po 15 latach Nelly Furtado, ale też pierwszy raz gościć np. Chappell Roan. W przypadku polskich artystów, nie oszukujmy się, tych okazji jest dużo, dużo więcej, nawet kiedy ci najwięksi już nie jeżdżą w tak duże trasy.

Tak o potencjalnych polskich headlinerach mówił szef Open’era, Mikołaj Ziółkowski, dla portalu Interia:

„Specyfika Open’era jest taka, że jest to festiwal międzynarodowy i zawsze taki był. My mamy tysiące osób z zagranicy na festiwalu, i prawda jest też taka, że nasza publiczność oczekuje akurat tutaj międzynarodowych artystów, którzy czasami nie sprzedadzą stadionu w Polsce, ale są znani w stu innych krajach.

Jeżeli któryś z polskich artystów odniesie międzynarodowy sukces, to nie ma najmniejszego problemu, ale jeśli ten sukces jest lokalny to my staramy się, umiejscawiać je w kluczowych momentach festiwalu, m.in. na zamknięciu sceny głównej i to się cały czas dzieje. Trochę pod tym względem jest Open’er jest zakleszczony. Tutaj trzeba mieć karierę i być na kilku rynkach, aby być headlinerem.”

Tak, Open’er może być tutaj nieco inną półką, ale polskich headlinerów nie znajdziemy też na OFFie, OWF czy Mysticu. I tu przechodzimy oczywiście do przypadku BitterSweet, który tę swoją przygodę dopiero rozpoczyna i trzeba przyznać, że rozpoczyna ją całkiem dobrze. Nie ma mowy jeszcze o międzynarodowym charakterze tego festiwalu, chociaż na pewno trochę zagranicznych uczestników się trafiło. Ogłoszenie Taco Hemingwaya jako headlinera, nas raczej rozczarowało, głównie w związku z tym, że my w festiwalach upatrujemy szansy na złapanie właśnie tych nazw, których u nas często nie ma, takich jak Nelly, Empire of the Sun, Post Malone czy Natasha Bedingfield. I to te ogłoszenia przyciągają naszą uwagę. Ale nasze podejście wcale nie reprezentuje większości.

Bo tak naprawdę koncert Taco, dla którego miał to być jedyny koncert w tym roku, za co też organizatorzy pewnie musieli dołożyć kilka sakiewek złota, był raczej udanym manewrem. Oczywiście ciężko powiedzieć jak to się przełożyło na sam zakup biletów oraz frekwencję, bo to jest najczęściej głównym wyznacznikiem, ale patrząc choćby po poruszeniu w social mediach, można założyć, że ten koncert wcale nie przeszedł mniejszych echem niż pozostałe występy gwiazd. Samej wielkości tłumów nie byłem w stanie ocenić, bo wszystkie headlinerskie koncerty spędziłem raczej bliżej sceny niż dalej. I aż szkoda, że nie było sold outu w któryś dzień, który wyraźnie by nam pokazał, co się sprawdza najlepiej. Sam Fifi też postanowił przygotować coś specjalnego, zarówno pod kątem setlisty, gdzie mogliśmy wyjątkowo usłyszeć cały „Trójkąt warszawski” czy też samej oprawy, gdzie robotę robili tancerze, odgrywający scenki zawarte w tekstach rapera, co jako całościowe show, wcale nie odbiegało od jakości zagraniczniaków, a większość nawet przebijała.

Jednak pomimo obietnicy jedynego występu Taco w tym roku, dalej mówimy o artyście, który w poprzednim sezonie zagrał na kilku festiwalach i był w regularnej trasie, co mocno obniża samą wyjątkowość jego obecności. Bo to głównie o to najczęściej się rozchodzi, a nie o już samą jakość tych koncertów.

Ale nie oszukujmy się, wszystko weryfikujecie właśnie wy, podejmując decyzję o zakupie karnetu, a festiwale zawsze będą musiały się do uczestników dostosować.

Autor: Grzegorz Słoka

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!