Bruce Springsteen

Bruce Springsteen do tej pory odwiedził Polskę tylko raz i zagrał dwa koncerty w Sali Kongresowej w Warszawie dzień po dniu w maju 1997 roku. Boss niestety regularnie pomija Polskę podczas swoich europejskich tras koncertowych.

Urodził się, by biec, by uciekać. Ku marzeniom i niespełnionym snom, nas wszystkich. By wyrwać się z okowów małego miasta, braku perspektyw, cienia szans na zdobycie najwyższych szczytów. Urodził się w USA, kraju wielkich sukcesów i jeszcze większych porażek. A jego historie to odyseja wszystkich przegranych marzycieli, którzy walczą o każdy kolejny krok na tym świecie. Nikt nie wygrywa, jeśli wszyscy nie wygrywają.
Urodził się już ponad 70 lat temu i trudno uwierzyć, że rock and roll nie jest najlepszym remedium na nieśmiertelność. Miliony fanów, wszystkie nagrody świata, imponująca, trwająca już ponad pół wieku kariera i nieprawdopodobna forma sceniczna. Nikt mu nie podskoczy. Nie bez powodu nazywają go przecież Szefem. Bruce Springsteen, bo o nim mowa, wciąż jest on fire, wciąż nie ma dość, wciąż spłaca swój dług, zaciągnięty u bogów muzyki wiele lat temu, który przyniósł mu tak upragnione miejsce wśród najlepszych w historii.

Bruce Springsteen wystąpił w Polsce tylko raz, a właściwie to dwa razy, bo z dwóch występów składała się jego krótka i jedyna wizyta w Polsce w 1997 roku. Ale wciąż jest w trasie, za rok pewnie też będzie i niech mnie, jeśli kochacie muzykę na żywo, zróbcie wszystko, by zobaczyć go jeszcze w akcji. Jego niezmordowane show, z nieodłącznym E Street Bandem u boku na wieki zostanie zapamiętane jako szczytowe osiągnięcie muzyki rockowej. On się nie poddaje i – banał – dzięki temu chce się wierzyć, że my też nie musimy. 

„Cause we made a promise we swore we’d always remember. No retreat, baby, no surrender.”