Robbie Williams – Kraków 2023 – relacja

robbie williams kraków tauron arena 2023

Rocznicowe trasy wciąż mają się dobrze. Nie ma lepszej okazji, by przypomnieć o sobie publiczności niż kolejny jubileusz bycia na scenie. Szczególnie kiedy jest się Robbiem Williamsem – wokalistą nie tylko uwielbianym i w popowym kręgach wręcz kultowym, ale również artystą bardzo świadomym swojego miejsca kariery, który na każdym kroku podkreśla wdzięczność dla swoich fanów. Nie można było więc wymarzyć sobie lepszej okazji, by w końcu doświadczyć na żywo emocji, które Williams od lat dostarcza na swoich koncertach, wszak nieraz słyszałem już wiele dobrych słów o jego show i scenicznej prezencji. Nie pozostało nic, tylko dołączyć do wielu polskich fanów wygłodniałych muzycznych wrażeń i 12 marca 2023 roku dać się porwać popowej orgii, która szykowała się nad Wisłą. Kraków był bowiem kolejnym przystankiem na trasie „The XXV Tour”, a brytyjski wokalista powrócił do miejscowej TAURON Areny po pięciu latach, tym razem świętując już ćwierćwiecze swojej kariery solowej.

„No Regrets” – to nie tylko tytuł utworu Williamsa z 1998 roku, który w Krakowie rozpoczął bisy i ostatnią część koncertu, ale zdaje się również dewiza, która przyświeca Robbiemu w aktualnym momencie życia i kariery i która stała się motywem przewodnim tegorocznego show. A wokalista świadomie i z podniesioną głową, poprzez swoją muzykę, ale również niezliczone tego wieczoru opowieści, zdawał się potwierdzać tę myśl na każdym kroku. Ale po kolei, bo nim przedstawienie rozpoczęło się z odpowiednią dla tego typu widowisk pompą, wypełnioną po brzegi krakowską TAURON Arenę w roli supportu rozgrzała formacja Lufthaus, balansująca na granicy elektroniki, popu i muzyki klubowej, która przy pomocy mieszanki klasycznych i nowoczesnych brzmień zręcznie przygotowała grunt pod główne wydarzenie wieczoru. A było na co czekać, bo sam koncert był niczym pełna zakrętów droga przez burzliwe życie i karierę Robbiego, co sprawiło, że wieczór miał mocno retrospektywny charakter. I choć momentów refleksji i spoglądania wstecz nie brakowało, to wciąż było to przede wszystkim popowe widowisko najwyższej klasy. I już od pierwszych chwil Williams dał się poznać jako doskonały frontman, przejmując z miejsca obowiązki głównej gwiazdy, wodzireja i przede wszystkim gospodarza swojego imponującego show. Każdy, od pierwszych rzędów licznie zapełnionej płyty, po niemniej wypełnione wysokie trybuny (nazwane przez wokalistę „shitty places”) mógł czuć się zaproszony do świętowania tego wyjątkowego jubileuszu brytyjskiego artysty.

robbie williams kraków tauron arena 2023

Jeszcze z ukrycia wybrzmiało zagrzewające do walki „Hey Wow Yeah Yeah”, by wszystko – już tradycyjnie – rozpoczęło się od sztandarowego otwieracza koncertów Williamsa – „Let Me Entertain You”. I trzeba przyznać, że wokalista spełnił rzuconą w refrenie obietnicę z nawiązką – Robbie dwoił i się troił, by jak najlepiej porwać do zabawy polską publiczność. Nie brakowało licznych interakcji z publicznością, zagadywania fanów i podpuszczania ich – pod tym względem Williams nie ma sobie równych, każdy – powtórzę każdy – mógł się znaleźć na celowniku wokalisty – od pierwszych rzędów po koronę TAURON Areny Brytyjczyk bacznie obserwował bawiących się fanów i nieraz wynagradzał ich lepszymi miejscami czy specjalną dedykacją. Sporą część występu Williams poświęcił swojej ex-formacji Take That i doświadczeniami, zwłaszcza związanymi z wyrzuceniem z zespołu w połowie lat 90., które utorowały młodemu wokaliście drogę ku solowej karierze – wspomnienia z lat 90. Robbie skwitował wykonaniem „Do What You Like” oraz „The Flood” macierzystej formacji.
W pierwszej części koncertu świetnie wypadły również budujące „Strong” zagrane w konwencji karaoke, rozśpiewane „Come Undone” oraz zaskakujący stadionowy cover „Don’t Look Back in Anger” Oasis, które pod względem masowej nośności w ojczyźnie Williamsa stoi niedaleko hymnu brytyjskiej monarchii, jednak nad Wisłą lekko prześmiewcza wersja, świadomie imitująca wokalną manierę braci Gallagher, nie znalazła takiego odbioru, choć była niezwykle przyjemnym przerywnikiem. Nieco więcej melancholii przyniosły zadedykowane kolejno żonie i dzieciom „Love My Life” oraz przyjaciółce Williamsa Geri Halliwell minorowe „Eternity”, przy których wokalista bił się w pierś, wspominając gorzkie i burzliwe lata młodzieńczych ekscesów. I być może chwilami tych momentów, zwłaszcza w pierwszej części koncertu, było zbyt wiele, bo kiedy kolejna anegdota goniła anegdotę, można było się poczuć jak na stand-upowym występie wokalisty, co trochę rozjechało dynamikę koncertu, jednak mające się za chwilę pojawić największe przeboje Williamsa wynagrodziły czekanie.

robbie williams kraków tauron arena 2023

Radosne „Candy” poderwało do wspólnej zabawy, z kolei rozświetlone laserami „Feel” zaczarowało całą arenę. Odliczanie do gromkiego finału podstawowej części wieczoru rozpoczęły śpiewane niegdyś w duecie z Kylie Mingoue „Kids” oraz mocno imprezowe „Rock DJ”, podczas którego stały już całe trybuny. Serię dość melancholijnych bisów rozpoczęło wspomniane już autobiograficzne „No Regrets”, po którym Williams wyłonił z pierwszych rzędów jedną z fanek, by ukoronować ją mianem „fanki wieczoru” i zaśpiewać dla niej urzekającą wersję „She’s the One”. Finał mógł być tylko jeden, bo koncert Robbiego Williamsa bez „Angels” po prostu nie istnieje. Wokalista na koniec rozśpiewanej w najlepsze ballady wyciągnął polski szalik i z widoczną i nieskrywaną radością przebywania na scenie upajał się energią tego niedzielnego wieczoru. A gdy zespół i tancerki opuściły już scenę, Robbie zaintonował raz jeszcze a cappella repryzę refrenów swoich największych hitów, udowadniając po raz kolejny, że jest najlepszym przykładem artysty, który jest dla publiczności, doskonale wyczuwa nastroje fanów i zrobi wszystko, by nikt nie wyszedł z jego koncertu zawiedziony. I tak właśnie było na koncercie w Krakowie, bo poza świetną oprawą show, mocą dobrze znanych przebojów i atmosferze wspólnego święta, tym co najmocniej rezonowało na długo po zapaleniu świateł, była niezwykła klasa, świetna forma wokalna oraz niesłabnący urok Robbiego Williamsa, któremu – mimo upływu lat – wciąż trudno się oprzeć.

Autor: Kuba Banaszewski

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!