Clouds Fest 2022 – relacja

clouds fest wrocław

Mieszkając we Wrocławiu dosyć często patrzę z zazdrością na inne, największe polskie miasta i to co dzieje się w nich w kontekście koncertów i festiwali. Nie zrozumcie mnie źle, dalej jest tutaj na co chodzić, jednak brakuje mi większych wydarzeń. Dlatego też staram się jak najczęściej korzystać z nadarzających się okazji, aby jednego dnia czy też wieczora zobaczyć kilku ciekawych wykonawców. Jedną z takich szans dała mi wrocławska edycja Clouds Fest, imprezy organizowanej przez markę Glo, zajmującej się podgrzewaczami tytoniu. Skład wydarzenia trafiał w moje gusta. Natalie Przybysz widziałem podczas ostatniej jej trasy, Daria Zawiałow zawsze staram się zobaczyć kiedy jest taka okazja, a PRO8L3M, choć nie z mojego muzycznego świata, niejednokrotnie przewijał się w relacjach moich znajomych. Sama lokalizacja też jest jedną moich ulubionych we Wrocławiu. Pergola przy Hali Stulecia ma swój klimat, a położenie w centrum miasta też zawsze robi swoje. Tak więc jednego wieczora mogłem połączyć to co mi już znane z tym co warto poznać. Jak wyszło?

clouds fest wrocław natalia przybysz

Pierwsza na scenie pojawiła się Natalia Przybysz. Jej kwietniowy koncert w Zaklętych Rewirach jest jednym z moich ulubionych w tym roku, dlatego przyznam szczerze, że chyba właśnie na nią z całej trójki czekałem najbardziej. Wiosenny występ skupiał się bardzo mocno na ostatnim albumie Przybysz “Zaczynam się od miłości” mierzącym się z twórczością Kory. W kwietniu oprócz odegranej w całości płyty dostaliśmy dosłownie tylko kilka “swoich” utworów Natalii, teraz, jak na festiwalowy występ przystało, było już bardziej różnorodnie, chociaż dalej w dźwiękach mogliśmy odnaleźć sporo obecności wokalistki Maanamu. I wcale mi to nie przeszkadzało.

Koncert rozpoczęło aż 6 kompozycji z “Zaczynam się od miłości”. Klimatyczne “Mama” i “Słyszysz” oraz wolno płynące “Puste miejsca” i “Jest miłość”. Przybysz, tak ja to w swoim zwyczaju, uśmiechnięta, żywiołowa i nie mogąca się powstrzymać od konwersacji z publicznością. Jej aktywność taneczna została pobudzona przez nieco szybsze i bardziej przebojowe “Zew” i “Oko cyklonu”. Po promocji ostatniej płyty nadszedł czas na już chyba stały element jej koncertów, czyli odegranie kompozycji Maanamu. “Lipstick” oraz “Stoję, stoję” jeszcze bardziej rozgrzały publiczność przed drugą częścią koncertu, który opierał się już na klasycznych przebojach Natalii Przybysz. Odśpiewane w formie dialogu razem z publicznością “Kochamy się źle” i doprawione “Światem wewnętrznym” jeszcze bardziej ucieszyło, już bardzo pozytywną wokalistkę. Następne kompozycje to już swoiste the best of Przybysz. “Miód”, “Dzieci Malarzy”, “Ciepły wiatr” i zagrane na koniec “Nazywam się niebo” musiały usatysfakcjonować każdego fana talentu wokalistki, która z każdą piosenką w uroczy sposób wydłużała długość koncertu co róż pytając o pozostały czas na scenie. 

clouds fest wrocław daria zawiałow

Następna przed publicznością pojawiła się Daria Zawiałow, gromadząc coraz większą ilość widzów chcących z bliska obejrzeć koncert. Nie ma co się dziwić, w końcu ostatnia płyta “Wojny i noce” oraz kolejne występy na Męskim Graniu wprowadziły wokalistkę do samego topu na naszym rynku. To też ostatni album był tym, który dominował w setliście wypełniając ponad połowę występu artystki. Zaczęliśmy singlowo w postaci tytułowego “Wojny i noce” oraz “Kaonashi”. “Malinowy chruśniak” to jedyny powrót do początków kariery artystki i jej pierwszego albumu i pokazania jaką drogę artystyczną przeszła Daria. Następnie chwila dla bardziej gitarowego “Punk Fu”, aby za chwilę przejść do bardziej ejtisowych brzmień w postaci “Żółtej taksówki”, “Serca” oraz łączącej te dwie estetyki “Gdybym miała serce”. Kolejne przebojowe “Szarówka” i “Metropolis” idealnie wkomponowały się w nadchodzący coraz pewniejszymi krokami zmrok. Zawiałow ma w sobie ducha perfekcjonistki, widać, że głównym jej celem na scenie jest poprawne odegranie zaplanowanej setlisty co, przynajmniej dla mnie, odziera jej występy z takiej koncertowej spontaniczności. Kolejne utwory tylko utwierdzały mnie w przekonaniu o dobrym rzemiośle zespołu Zawiałow. “Nie dobije się do Ciebie”, “Principolo” oraz “Hej hej!” to już miód na uszy publiczności, która reagowała już coraz mocniej na to co działo się na scenie. Ostatni “Za krótki sen” dopełnił tę jakże przebojową setlistę. Warto też wspomnieć o oprawie graficznej, która swoją liczbą neonów mogłaby wypełnić niejedno miast.

 

clouds fest wrocław pro8l3m

Muszę zauważyć, że dopiero ostatni koncert pokazał, dla kogo w większości zebrała się publiczność na wrocławskiej Pergoli. Tutaj przyznam, że bardzo słabo znam twórczość PRO8L3MU, więc pokuszę się tylko o kilka obserwacji tego co mogłem zobaczyć zarówno na scenie jak i wśród widzów. Pierwsze co rzucało się w oczy to to, że raperzy bawili się conajmniej tak dobrze jak publiczność, jeśli nawet nie lepiej. Zupełnie inne podejście, niż wśród rockowych koleżanek od razu zmienił klimat imprezy. Na pewno dobrze ogląda się muzyków, którzy nawet mimo 10 lat w branży dalej z takim entuzjazmem podchodzą do kolejnych występów. Nieustanna konwersacja między utworami i sama interakcja podczas każdego kolejnego kawałka sprawiały, że czuło się jakby na scenie było dwóch naszych znajomych, a ilość wyśpiewanych przez publiczność wersów sprawiała, że można było się poczuć, nie jak na jednodniowym festiwalu, a jak na solowym koncercie. Muzycy wyraźnie rozluźnieni co chwilę komplementowali publiczność, która żywiołowo reagowała na pierwsze dźwięki każdego kolejnego utworu. Popularność rapu w Polsce rośnie z każdym rokiem, a widok bawiącej się publiczności utwierdził mnie w przekonaniu, że szybko to się raczej nie zmieni.

Podsumowując mogę napisać tylko jedno: oby więcej takich wydarzeń nie tylko we Wrocławiu, ale na całej koncertowej mapie. Sezon letni w pełni, dlatego mam nadzieję, że takich plenerowych okazji na zobaczenie kilku artystów jeszcze się trochę trafi.

 

Autor: Grzegorz Słoka

 

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!