Natalia Przybysz – Wrocław 2022 – relacja

natalia przybysz wrocław

Kora jest jedną z najważniejszych postaci w historii polskiej muzyki. Zacznę od banału, jednak to jak często jej twórczość pojawia się w dokonaniach innych artystów zdaje się to nieustannie potwierdzać. Kora jest postacią oryginalną, nietuzinkową, unikatową i niezwykle charyzmatyczną. To samo można powiedzieć o Natalii Przybysz, która na swoim najnowszym albumie “Zaczynam się od miłości” wzięła na warsztat teksty Kory, opublikowane kilka lat temu w książce “Miłość zaczynam się od miłości”. Nie jest to jednak kolejny album na którym znajdziemy znane nam już utwory, Przybysz postawiła sobie poprzeczkę wyżej, nie korzystając nawet z gotowych utworów czy tekstów, a jak sama tłumaczyła na koncercie – wybierając wręcz pojedyncze wersy z książki, często oddalone od siebie o kilkadziesiąt kartek i łącząc je ze sobą, tworząc coś zupełnie nowego i w pewnym stopniu swojego. I w tym chyba leży unikatowość tego materiału. Na płycie, tak samo jak i na koncercie, nieustannie czuć było w powietrzu obecność Kory. Mimo tak silnych osobowości, nie było jednak walki o to, która z postaci będzie tą kluczową, a wręcz przeciwnie, obie artystki wydawały się być jednością. Twórczość Kory wielokrotnie była już wykorzystywana, jednak przyznam szczerze, dopiero w tym przypadku czuję, że wszystko się tu zgadza. Przybysz wyciąga z tych tekstów siłę, kobiecość, wrażliwość i niebywałe zrozumienie tak ciężkiego do zrozumienia zjawiska jakim jest miłość. Czasem w postaci erotyzmu i pożądania, niekiedy ucieczki, a czasem zwykłego pragnienia bycia kochanym.

Koncert rozpoczął się od od wyrecytowanego przez Natalię Manifestu Kory opowiadającego o wolności i tolerancji, abyśmy jeszcze mocniej przypomnieli sobie jak silną i otwartą osobą była Kora. Słuchając głosu Przybysz można było poczuć, że artystka, która za chwilę miała pojawić się na scenie sama mogłaby podpisać się pod tymi słowami. Jest to o tyle ważne, że od samego początku miało się wrażenie poczucia jedności tych, jakże utalentowanych artystek.

natalia przybysz wrocław

Podczas samego koncertu większość zagranych kompozycji było związanych z Korą. Na początku w postaci odegranego w całości najnowszego albumu Przybysz, a później ogrywając najbardziej znane utwory Maanamu. Enigmatyczna i wolna płynąca “Mama” wprowadziła aurę tajemniczości przed niezwykle smutnym “Słyszysz” z przeciąganym i poruszającym wokalem Natalii. “Zaczynam się od miłości” potrafi w niezwykły sposób wypełnić wszelkie nasze niedostatki emocjonalne co pokazały hipnotyzujące “Puste miejsca”. Następne nieco szybsze “Budzę się” to już czysty popis Przybysz, zarówno kompozytorski jak i wokalny. Wykrzyczany jednym tchem jak zarzut refren przenosi nas w sam środek kłótni, a każdy kolejny wers trafia w nasz ośrodek poczucia winy, stawiając widownię w roli tego, który tę kłótnię spowodował. Kolejne singlowe i bardziej rockowe “Oko” oraz “Zew” pozwoliły nieco odpocząć naszym sercom i oczyścić się z nadmiaru emocji, a Przybysz mogła dać się ponieść przebojowości tych utworów i przenieść większy ciężar swojej ekspresji na ruchy sceniczne. Utwory te razem z “Serce spokojne” dały także więcej miejsca na dialog między gitarzystami, których dźwięki uzupełniały się wzajemnie dając mi okazję do większego docenienia warstwy muzycznej albumu. 

Kolejna część koncertu to już stuprocentowy hołd dla Kory i Maanamu. Grany już podczas wcześniejszych koncertów “Spleen”, śpiewane z publicznością “Lipstick” oraz rozgrzewające publiczność do czerwoności “Stoję stoję”. Segment coverowy zakończyła dokładnie i z wielką dbałością zagrana “Ta noc do innych nie podobna”, która chyba w najlepszy sposób połączyła i podsumowała obie części koncertu. 

Bisy to chwilowy powrót do autorskiej dyskografii Przybysz w postaci zagranego na klawiszach “Ognia”, oraz znanego wszystkim i prawdopodobnie długo wyczekiwanego “Wiatru”. Koncert zakończyła nastrojowa “Niedziela” pozostawiając nas w błogim stanie spełnienia.

natalia przybysz wrocław

Trzeba przyznać, że chyba nie ma osoby, która lepiej by „rozumiała” się podczas swojej artystycznej dorgi z Korą niż Natalia Przybysz. Czuć to było zarówno podczas ogrywania „Zaczynam się od miłości” jak i coverów Maanamu. Duch zmarłej wokalistki przenikał zarówno Przybysz jak i publiczność, nie dając o sobie zapomnieć nawet przez chwilę. Natalia rozgadana, starająca się rozluźnić gęstą atmosferę żartami i anegdotami w żadnym momencie nie przestawała być sobą mimo tak silnej obecności swojej artystycznej idolki. Mam wrażenie, że bliżej Kory, niż na koncercie Przybysz, być się już nie da. 

Autor: Grzegorz Słoka

Zobacz także:

Szukasz czegoś konkretnego?
Skorzystaj z naszej wyszukiwarki!